~*~
Zagłuszanie bólu na jakiś czas sprawia,
że powraca ze zdwojoną siłą.
- Joanne Kathleen Rowling
- Plugawa, do mnie! – warknął Czarny Pan, siadając w swoim fotelu. Brązowowłosa
dziewczyna podeszła do fotela ze spuszczoną głową, stając po prawicy ojca. –
Siadaj! – wskazał jej na brudną podłogę. Posłusznie usiadła i spojrzała w jego
czarne oczy. – Mam dla ciebie ważne zadanie – wysyczał. Uniosła brwi.
- Jakie? – wyszeptała. Nie chciała prowokować go do żadnych zaczepek.
- Jutro jedziesz do Hogwartu – wysyczał w języku węży, pochylając się nad nią
tak, że dostała gęsiej skórki. Uśmiechnął się ironicznie. – Jesteś z Potterem
na jednym roku. Nieważne, że w innym domu. Chcę poznać jego plany wobec mnie.
Jego i Dumbledore’a. Dowiedzieć się o nim więcej, a ty mi to umożliwisz. Wywęsz
jak najwięcej, dowiedz się wszystkiego czego zdołasz. Nieważne jakim sposobem.
Daję ci w tej kwestii wolną rękę. Co miesiąc chcę dostawać list od ciebie ze
wszystkimi informacjami jakie uzyskałaś. Rozkażę śmierciożercom, aby w razie
wypadku, twojej sowy nie atakowali. Zabraniam ci również rozpowiadanć o tej
misji.
Słuchała go, przełykając niezauważalnie ślinę. Ma śledzić Pottera? Był
jej największym wrogiem, to prawda... Ale nie potrafiła sobie wyobrazić chwili,
w której szpieguję dla jej oprawcy. Tego, przez którego jej ciało jest całe
posiniaczone i zabliźnione, tego przez którego tylko cierpi, a na jej psychice
odbił się trwały ślad bólu...
- Wykonasz to zadanie, prawda? – wysyczał, łapiąc ją za koszulę.
- A jeśli go nie wykonam? – wymamrotała z lekkim strachem w głosie. Voldemort
uśmiechnął się ironicznie.
- To wtedy cię zabiję. Nawet nie będę się zastanawiać – wysyczał.
- Wykonam je – wyjąkała wystraszona. Była zbyt tchórzliwa. Za bardzo się bała.
- Świetnie – wysyczał mężczyzna.
Gdyby Voldemort zaproponował jej to dwa miesiące temu z wielką chęcią
wysyłałaby mu informacje na temat tego plugawego mieszańca.
Gdy zaproponował jej to teraz w jej serce wkuła się wielka szpilka.
Dopiero zdała sobie sprawę, że tak naprawdę, przez te wszystkie lata,
nienawidziła Harry’ego Pottera z czystej zasady. Za to, że pokonał jej ojca...
Westchnęła cicho, gdy zniknęli za barierką i pojawili się na peronie
numer 9 i 3/4. Pociąg już stał na torach, a peron był zapełniony. Para buchała
wesoło z czerwonej lokomotywy, a sowy hukały głośno ponad głowami czarodziei,
którzy żegnali swoje dzieci wyjeżdżające do Hogwartu.
- Zostało dziesięć minut – szepnęła Narcyza, gdy stanęli przy jednym z wejść do
pociągu. – Do zobaczenia w święta, synku – powiedziała do syna, całując go w
policzek.
- Cześć, mamo – mruknął.
- Do zobaczenia, Hermiono. – Kobieta rzuciła niepewnie spojrzenie w stronę
Riddle’ówny.
- Do zobaczenia.
Na tym zakończyła się ich rozmowa. Dziewczyna bez słowa wzięła swój
bagaż i zapakowała go do pociągu, a po chwili już zniknęła w czeluściach
długiego korytarza.
~*~
Błądziła samotnie po kolei. Za oknem przewijały się polne krajobrazy.
Dziewczyna była jeszcze bledsza niż zwykle. Tym razem bez makijażu wyglądała
jak upiór. Nie miała ochoty nakładać go z rana. Zero ironicznego uśmiechu tylko
posępna mina.
Nie miała gdzie usiąść. Zawsze siedziała w przedziale wraz z Draconem,
Crabbe’m i Goyle’m, Pansy, Zabini'm oraz Milicentą... Teraz, po tym co zrobił
Draco, nawet o tym nie śniła. Kolejne ukucie w sercu. Wszystko się
skończyło. Straciła wszystko co miała...
Nagle usłyszała głos za sobą.
- Riddle!
Odwróciła się wystraszona słysząc swoje nazwisko. To czarnoskóry Blaise
Zabini szedł w jej stronę. Nie zmienił się za wiele przez wakacje. Może trochę
urósł... Uśmiechnął się posępnie na jej widok.
- Czego chcesz, Zabini? – mruknęła wyzywająco.
- Widzę, że jesteś coś nie w humorze. Przyszedłem tylko, bo... Draco cię szuka
– powiedział, opierając się niedbale o ścianę opustoszałego już korytarza.
- Draco mnie szuka? – powtórzyła, unosząc brwi. A czego on od niej jeszcze
chce?!
- No wiesz... Nie pojawiłaś się w naszym przedziale, więc zaczął cię szukać –
odparł zdziwiony Blaise.
- A czego ten prostak jeszcze ode mnie chce?! Nie chcę mieć z nim nic
wspólnego! – warknęła. Co on sobie w ogóle wyobraża?
- Pokłóciliście się? – Blaise uniósł brwi ze zdziwieniem.
- Nie twój zasrany... – wysyczała, ale już nie dokończyła, bo ktoś jej
przerwał.
- Blaise. z
Zimny głos Draco Malfoy’a rozniósł się echem po korytarzu. Zadrżała,
zamykając oczy. Jeszcze tego tu brakowało... Uchyliła je po chwili, gdy blondyn
stanął koło Zabini’ego przyglądając się jej uważnie.
- Znalazłem ją, Draco. Tułała się sama po korytarzu – mruknął czarnoskóry do
Malfoy’a.
- Nie rób ze mnie bezdomnej, Blaise – rzuciła do kolegi. Ten już otworzył usta,
aby jej odpowiedzieć, ale Draco mu przerwał.
- Zamknij się, Blaise. Idź do przedziału. Zaraz do was przyjadę, z Hermioną –
mruknął do niego.
Chłopak mruknął urażony coś niezrozumiałego i odszedł. Spojrzała
wymownie w okno. Świadomość, że została sama z Malfoy’em wcale nie była jej na
rękę. Zapadła cisza, gdyż nie chciała odezwać się pierwsza, nie chciała...
Inicjatywę przejął Draco.
- Czemu nie przyszłaś do naszego przedziału? – szepnął.
Mimowolnie odwróciła głowę w jego stronę. Ich oczy automatycznie
spotkały się.
- Jak myślisz? – wycedziła. Bolesne wspomnienia powróciły do niej ze zdwojoną
siłą. W jej oczach stanęły łzy. Usta Malfoy’a delikatnie rozchyliły się.
- Hermiono – szepnął, podchodząc do niej i za nim się zorientowała, ujął jej
twarz w dłonie.
- Nie dotykaj mnie, prostaku, bo jeszcze się splugawisz. – Po jej policzkach
popłynęły łzy. Próbowała się odsunąć.
- Przestań – wyszeptał.
Zaczął całować ją po bladym policzku. Ciepło jego rozgrzanych warg
rozlało się po jej ciele lawinami. Ona sama była zimna jak ściana. Zadrżała,
zaciskając wargi. Po kilku sekundach mruknął do ucha:
- Przepraszam. Nie miałem wyjścia...
- Przepraszam? – zakpiła. Tego było już za wiele. Odepchnęła go od
siebie zdecydowanie. – Myślisz, że twoje szmatławe ''przepraszam'' coś zmieni?!
Nie, nic! Nie miałeś wyjścia? Bałeś się go tak?! Widząc, że wpadłam w jego
niełaski wyparłeś się mnie, aby zabłysnąć w jego oczach?! Tchórz! – Wyrzucała z
siebie wszystko. Od razu poczuła się lepiej. W oczach Dracona szkliły się łzy.
- Ale kochanie...
- Nie nazywaj mnie tak, rozumiesz?! Nie jesteśmy już razem! Czy nie dotarło do
ciebie, że nigdy cię nie kochałam?! Chciałam tylko zobaczyć jak to jest! Teraz
jesteś dla mnie nikim! – Chciała dorzucić więcej, gdy usłyszała znajomy głos za
sobą.
- Patrz, Harry. Małżeństwo się kłóci – odwróciła się gwałtownie.
Piegowaty Ron Weasley zaśmiał się kpiąco, a obok niego stanął Harry
Potter przyglądając się im ciekawie. Widok czarnowłosego jeszcze bardziej ją zdołował.
Jego zielone oczy świdrowały ich uważnie.
Wyglądał inaczej, niż gdy widziała do po raz ostatni przed wakacjami.
Zmienił się. Miał krótsze włosy jednak tak samo rozczochrane. Okrągłe okulary
zsunęły mu się na koniec nosa, a jego spojrzenie wręcz hipnotyzowało...
Z transu wyrwał ją głos Dracona. Transu, który z pewnością musiał trwać
sekundę. O sekundę za dużo...
- No Potter. Dziwę się, że jeszcze cię tu trzymają. Ciesz się szczęściem, póki
możesz. Mam nadzieję, że w Azkabanie szykują dla ciebie celę!
Bliznowaty poczerwieniał na twarzy i już miał zamiar rzucić się na
Malfoy’a, gdy Weasley w porę go złapał, a Hermiona stanęła pomiędzy nimi.
- Ej! Potter, uspokój się!
Spojrzała w jego oczy, które były pełne rozpaczy i bólu. Podobnego
do tego, który ona czuła przez ostatnie tygodnie...
- Widzisz, Hermiono. To dowód na to, że jest kompletnym czubkiem – usłyszała
syk Dracona. – Dobra, idę stąd. Przemyśl sobie jeszcze to co ci powiedziałem –
szepnął do jej ucha i odszedł.
Rzuciła mu ukradkowe spojrzenie jak znika gdzieś na końcu korytarza, a
sama mruknęła pod nosem:
- Powodzenia na Broadway’u.
Spojrzała na Pottera i Weasley’a, którzy dalej stali w tym samym
miejscu, w którym znajdowali się wcześniej.
- No i małżeństwo się rozstało. Widać to po twoim wyglądzie, Riddle – westchnął
z jadowitym uśmiechem Weasley, puszczając przyjaciela.
- Lepiej pilnuj swojego małżeństwa, Weasley – warknęła do niego.
- Tylko, że ja nie jestem żonaty – zaśmiał się do Pottera.
- Ja tym bardziej – wysyczała i odeszła, szturchając czarnowłosego w ramię. Nie
chciała już więcej przebywać w ich towarzystwie... Tym bardziej w jego...
~*~
Jeszcze kilka godzin do końca podróży, a ona dalej tuła się po tym
przeklętym korytarzu. Wszystkie miejsca zajęte...
Zmęczona taką podróżą, w końcu uchyliła drzwi od przedziału na końcu
korytarza i wypaliła, nawet nie sprawdzając najpierw kto w nim siedzi.
- Cześć. Jest tutaj może wolne miejsce?
W przedziale, do którego trafiła, zapadła cisza. Zamrugała powiekami
zdając sobie sprawę gdzie jest.
Siedzący w kącie przedziału Weasley, zajadając się czekoladowymi żabami,
otworzył szeroko buzię, a żaba, którą właśnie zamierzał zjeść, uciekła mu w
popłochu.
Luna Lovegood siedząca na przeciwko niego z wrażenia upuściła na ziemię
Żonglera, a Ginny Weasley znajdująca się koło niej zapowietrzyła się.
Dostrzegła Pottera, który siedział przy oknie. Jako jedyny nie
zareagował ze zdziwieniem na jej widok. Jego twarz nie posiadała żadnego wyrazu.
Po prostu się jej przyglądał. Poczuła się strasznie głupio.
W tym samym momencie po przedziale rozniósł się przerażony głos.
- Riddle, błagam! Nie mam dzisiaj żadnych pieniędzy!
Spod fotela wystawał tyłek Neville’a Longbottoma.
- Nie przyszłam tutaj po pieniądze, Longbottom – mruknęła zszokowana jego
zachowaniem. Sama nie wiedziała czemu.
Dopiero zdała sobie sprawę, że zawsze gdy do niego podchodziła, to tylko
po to, aby oddał jej wszystkie swoje oszczędności...
- Co za ulga! – westchnął spod siedzenia.
- To co? – spytała niepewnie zebranych. Nikt jej nie odpowiedział, prócz...
- Jasne – odezwał się spokojnie Potter. – Tutaj jest wolne miejsce. – Wskazał
na puste siedzenie na przeciwko niego.
Wszyscy w przedziale popatrzyli na niego jak na wariata.
- Czy ty jesteś chory? – Weasley odzyskał mowę i spojrzał na niego jak na
idiotę. – Chcesz, aby Hermiona Riddle siedziała z nami w przedziale?
- A widzisz w tym coś złego? Nie możesz wytrzymać tego, żeby posiedziała tu do
końca podróży? – mruknął w jego stronę Potter.
Przysłuchiwała się tej wymianie zdań. Nie chcieli jej zaakceptować, a to
raczej poprawne... Tyle krzywd im wyrządziła... Nikt już jej nie akceptował...
- Uspokójcie się!
Teraz zainterweniowała Ginny Weasley do Harry’ego i Rona, którzy zaczęli
się kłócić.
- Ale powiedz mi, po co ona nam tutaj?! Jakby nie mogła usiąść z Malfoy’em i
swoimi spaczonymi przyjaciółmi! Na co jej siedzieć z mieszańcami i zdrajcami
krwi?! Jeszcze się zarazi!
Teraz rudzielec podniósł się z miejsca. Potter stanął pomiędzy nim, a
Ginny. To był cios poniżej pasa. Czemu muszą kłócić się z jej powodu?
- Dlaczego tak mówisz? – szepnęła. Wszyscy spojrzeli na nią. – Przecież ja na
to nie patrzę...
- Od kiedy? – prychnął Weasley. – Wyzywałaś nas tak od lat! Ty i Malfoy –
wycedził.
W jej oczach stanęły łzy. Miał rację... Wyzywała ich tak od lat... Poczuła
obrzydzenie do siebie samej.
- Masz rację – spuściła głowę. – Na pewno, po tym co robiłam, nie życzycie
sobie mojej obecności. Poszukam miejsca gdzie indziej... i
I bez słowa więcej opuściła przedział. Wsadziła ręce w kieszenie i
ruszyła korytarzem. Usłyszała jeszcze tylko urywek ich rozmowy...
- I widzisz, debilu, co zrobiłeś?!
- Boże, stary, co ci tak zależy? To tylko głupia Hermiona Riddle!
To tylko głupia Hermiona Riddle. Po jej policzkach popłynęły
jeszcze większe łzy. Ron Weasley miał racje...
~*~
Spędzenie podróży na płaczu w toalecie nie było wcale cudowne. Z
podpuchniętymi powiekami i jeszcze bledszymi policzkami wysiadła z pociągu w
stacji w Hogsmeade. Marzyła teraz tylko o ciepłym łóżku i śnie. Niczym
więcej.
Ruszyła za grupą uczniów w stronę powozów. Gdy w końcu się tam znalazła,
wsiadła do pierwszego lepszego i skuliła się, ukrywając twarz pomiędzy nogami.
Wszystko jeszcze bardziej straciło sens. Nawet w Hogwarcie zacznie czuć się
jeszcze samotniej niż zwykle. Bez żadnego przyjaciela...
Nagle usłyszała znajomy głos.
- Dobra, ludzie. Nie mamy wyjścia.
Podniosła głowę. To Weasley, Lovegood, Longbottom, Weasley i Potter
stali przy powozie. Dopiero zdała sobie sprawę, że siedzi w nim tylko ona
jedna.
– Riddle, moglibyśmy tu usiąść? Wszędzie zajęte – wypalił na jednym wydechu
rudzielec.
- Po sytuacji w pociągu mogłabym powiedzieć, żebyś spływał, ale nie ma sprawy –
odparła za nim czarnowłosy zdążył rzucić przyjacielowi wściekłe spojrzenie.
Gdy wszystkie miejsca były już zajęte, powóz ruszył. Nieszczęście
trafiło, że koło niej musiał usiąść Potter. Rzucił jej krótkie spojrzenie.
Złapała je, a ich oczy spotkały się.
Przecież nie był niczemu winny, a musiała wszystko na jego temat
przekazywać Voldemortowi...
Odwróciła wzrok i znów ukryła głowę pomiędzy kolanami. Zapowiadał się
bardzo długi rok szkolny...
~*~
Wchodziła powoli po schodach do zamku, a szajka Pottera za nią. W końcu
w domu. Może tutaj chociaż trochę się odnajdzie...
Westchnęła ciężko i postawiła już nogę na kolejny schodek, gdy zakręciło
się jej w głowie. Zatrzymała się i usłyszała głos za sobą.
- Ej, Riddle, idź szybciej!
Straciła czucie w nogach, gdyż nie mogła postawić kolejnego kroku. Nie
wiedziała co się dzieje...
- Wszystko w porządku?
Znajomy głos podziałał na jej uszy niczym najcudowniejszy balsam.
Straciła czucie w całym ciele, a przed jej oczami stanęły mroczki.
Niczym bezwładna szmaciana lalka, której odcięto sznurki, upadła do
tyłu, wprost w ramiona Harry’ego Pottera. Zemdlała.
Ich usta odnalazły się w ciemności. Nawet nie wiedziała czyje to
wargi. Nie widziała ich właściciela. Były jednak tak hipnotyzujące, że nie
potrafiła się od nich oderwać. Muskała je z każdą chwilą, co raz bardziej
łapczywie.
- Nie obchodzi mnie kim jesteś i jaka byłaś kiedyś. Dla mnie ważne jest jaka
jesteś teraz – wyszeptał chłopiec.
Oderwała się na chwilę od niego i zatopiła palce w jego włosach, całując
w czoło. Chciała zapytać kim jest i co tu robi. Zamiast tego z jej ust wyrwały
się następujące słowa:
- Tak bardzo cię kocham.
- Ja ciebie też, kochanie. Nic nas nie rozdzieli. Nic i nikt.
- Wygląda jak nieżywa.
- Sam wyglądasz jak nieżywy, głupku.
Uchyliła zmęczone powieki. Rozmazane twarze Weasley’a i Pottera zwrócone
były w jej stronę. Co oni tu robią?
- Skąd się tu wzięliście? Gdzie ja jestem? – wyszeptała, zszokowana ich widokiem.
- W Skrzydle Szpitalnym – wyjaśnił rudzielec. – Przynieśliśmy cię tutaj –
dodał.
- Przynieśliście? – powtórzyła z trudem wspierając się na łokciach.
- To znaczy Harry – mruknął chłopak, wskazując na czarnowłosego. – Harry cię tu
przyniósł, a ja poszedłem za nim – dodał. Spojrzała na Pottera.
- Harry mnie tu przyniósł? – powtórzyła znów. Nie kontaktowała.
- Na rękach – wyjaśnił szybko czarnowłosy. – Zemdlałaś na schodach, a
wylądowałaś prosto w moich ramionach – tu spłonął rumieńcem. – Złapałem cię w
ostatniej chwili.
Spojrzała przed siebie, próbując sobie cokolwiek przypomnieć. Pamiętała
jednak tylko te hipnotyzujące wargi...
- Nic nie pamiętam – wyszeptała.
Zanim, którykolwiek z nich zdążył odpowiedzieć drzwi od Skrzydła
Szpitalnego otworzyły się z hukiem, a do środka wszedł nie kto inny jak Draco
Malfoy.
Jego blond włosy były nadzwyczaj rozczochrane, a za nim kroczyli dumnie
Crabbe i Goyle.
Blondyn zatrzymał się i spojrzał w ich stronę, a jego źrenice
rozszerzyły się.
- Hermiona – szepnął i podszedł do nich jak najszybciej przepychając Weasley’a
siedzącego po prawej stronie jej łóżka. – Jak się czujesz? Wszystko w porządku?
– spytał zatroskany, ujmując jej twarz w dłonie. Obrzydzona wyrwała się z jego
objęcia.
- Wszystko dobrze – warknęła.
- Zemdlałaś na schodach, a my musieliśmy iść na ucztę. Snape nam kazał – rzekł,
siadając na krawędzi jej łóżka. – Widzę jednak, że już ktoś inny się tobą zajął
– mruknął, spoglądając kontem oka na Pottera. Poczuła się głupio, gdyż nie
wiedziała co ma powiedzieć...
- T-tak. H-Harry i R-Ron mnie tu przynieśli.
Poczuła gulę w gardle. Po raz pierwszy w życiu nazwała ich po imieniu.
Malfoy skrzywił się.
- Widziałem jak Potter cię niósł. Mogłem sam to zrobić – warknął do
czarnowłosego. – Jeśli jeszcze raz ją dotkniesz to...
Harry już otwierał usta, aby mu coś odpowiedzieć, gdy Hermiona im
przerwała.
- Przestań, Draco. To moja sprawa kto mnie tu przyniósł, a kto nie. Nie byłeś
to ty, a więc się odczep – warknęła. Chłopak rozchylił wargi.
- Stajesz po stronie Pottera?!
Zamarła. Przecież to właśnie robiła. Już rozchyliła wargi, aby
odpowiedzieć, ale czując na sobie wzrok wszystkich znów je zamknęła.
- Nie. Po prostu odczep się ode mnie – i położyła się z powrotem, spoglądając
gdzieś w bok.
- Nic tu po nas – rzekł Malfoy. – Crabbe, Goyle! – Zwrócił się do przyjaciół,
dając im znak, że czas wychodzić. – A ty, Potter – tu wskazał na Harry’ego. –
Ostrzegam cię. Niech tylko cię zobaczę w jej pobliżu, a porozmawiamy inaczej –
i wyszedł bez słowa ze Skrzydła Szpitalnego, a jego goryle za nim.
- Szkoda, że się o nią nie pobił – zaśmiał się Weasley, gdy Draco zniknął z ich
oczu.
- Draco zawsze był, jest i będzie zazdrosny. O wszystko – zauważyła.
- Rozstaliście się? Czemu?
Teraz odezwał się Potter. Spojrzała na niego i westchnęła cicho.
- Zbyt długa i ponura historia...
W tym samym czasie otworzyły się drzwi od gabinetu pielęgniarki, ratując
przy tym Hermionę z opresji.
- Potter i Weasley! Spływać stąd! Panna Riddle jest zmęczona!
CDN.
Mój najkochańszy kwiatuszku Alex ... Czytam ten blog już 3 raz od samego początku do obecnie napisanego rozdziału i za każdym razem przeżywam wszystko tak samo. Napawdę ten rozdział jest świetny. Reakcje Hermiony, jej zmiana i wgl. To wszystko jest genialne i tak pięknie napisane. A jeszcze przy piosence Toki Hotel - Strange to już naprawdę coś niesamowitego. Tak bardzo kocham to czytać. Po prostu ... no kocham i nawet nie umiem opisać tego co czuję, kiedy czytam kolejne rozdziały... A spróbuj przestać pisać to się wtedy rozliczymy ;) Naprawdę dziękuję Ci za twoje pisanie. Jesteś niesamowita ...
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń