10/01/2021

Wiedzcie, że jestem tu nadal. Dziś już dwudziestopięcioletnia mężatka. Wiele lat temu zwyczajnie się zablokowałam i przestałam pisać. Ale wciąż jestem. Przepraszam i dziękuję Wam za wszystko. ❤
Oto piosenka, która tak bardzo kojarzy mi się dziś z HRP.
Agnes - One Last Time

Rozdział 39 - Najlepszy przyjaciel




 ~*~


Nie możemy kochać do­mu, 
który nie ma swe­go ob­licza 
i w którym kro­ki są poz­ba­wione sensu. 
Antoine de Saint-Exupery



Podróż siecią Fiuu zakończyła się szybko i bez większych kłopotów. Wypadłam z drugiego kominka tak niespodziewanie, że prawie natychmiast poczułam zimną posadzkę pod sobą. Tyle razy podróżowałam tą formą transportu, a do tej pory nie mogłam opanować lądowania bez upadku. Cóż za niesprawiedliwość.
Otworzyłam oczy i od razu wiedziałam, że jestem we właściwym miejscu. Czarne, a zarazem tak znajome, panele podłogowe wciąż były idealnie wypolerowane i błyszczące.
Przez moment nie wiedziałam co robić. Czy podnieść się na nogi, czy jednak nie ruszać i po prostu czekać na śmierć. Voldemort pewnie już nade mną stoi i wyjmuje tylko różdżkę, aby wypowiedzieć zaklęcie Avada Kedavra. Pomyślałam o Harrym. O jego zielonych oczach w kształcie migdałów i cudownie rozgrzanych ustach.
- Hermiono, nic ci nie jest?
Ten głos zdecydowanie nie należał do Toma Riddle’a. Natychmiast rozpoznałam w nim Narcyzę Malfoy. Obecność ciotki wzbudziła we mnie dziwne poczucie zaufania, więc ostrożnie podniosłam głowę.
Nie ujrzałam nad sobą nikogo prócz wcześniej wymienionej. Ciotka Cyzia była piękną kobietą jednak tę urodę psuł wyniosły wyraz twarzy. Posiadała długie czarne włosy przeplatane blond pasemkami. Tego dnia ubrała się w ciemną szatę zapinaną na srebrne guziki oraz ozdobioną fantazyjnymi wzorami przy dekolcie. Na palcu zawsze nosiła rodowy pierscień Blacków przedstawiający srebrną czaszkę z wygrawerowanym pod spodem mottem rodu: Toujours Pur, znaczącym „zawsze czyści”.
Ciotka Narcyza stała się jedyną osobą w rodzinie Malfoyów, którą darzyłam jeszcze jakimkolwiek szacunkiem. Choć popierała męża w wielu kwestiach dotyczących szlam, a do tego była chłodna i wyniosła, to jednak tylko ona stała się dla mnie jedynym i prawdziwym bohaterem dzieciństwa. Lucjusz wiecznie faworyzował Dracona, a mnie traktował jak insekta, którego najlepiej byłoby się pozbyć, a Bellatriks zjawiała się w naszym dworze może dwa lub trzy razy w miesiącu z powodu ukrywania się przed Ministerstwem. Dlatego oficjalną opiekę nade mną zostawiła Malfoyom, którzy są darzeni sympatią w świecie czarodziei, a Lucjusz z łatwością uzyskał dzięki temu prawa rodzicielskie. Ciotka Narcyza była inna niż oni. Zawsze martwiła się o mnie, pomagała, tłumaczyła wiele rzeczy i dawała prezenty w tajemnicy przed mężem, ponieważ nigdy ich od niego nie otrzymywałam. Domyślałam się jednak, że teraz znienawidziła mnie przez znajomość z Harrym. Ostatnia osoba po ciemnej stronie, w której mogłabym jeszcze znaleźć jakiekolwiek wsparcie.
Zdziwiłam się, gdy Narcyza wyciągnęła rękę w moją stronę i pomogła podnieść się na równe nogi.
W Malfoy Manor znajdowało się kilka różnych kominków, jednak ten główny, który został podłączony przez Lucjusza do sieci Fiuu, mieścił się w kuchni.
Królestwo ciotki Cyzi, która uwielbiała w nim pichcić różne potrawy, było gigantycznych rozmiarów, a znaleźć w nim można wszystko co typowej gospodyni domowej potrzebne. Ciotka stawiała na stonowane barwy, więc meble znajdujące się w kuchni prezentowały się głównie w kolorach czerni lub bieli. Po środku pomieszczenia mieścił się wielki stół kuchenny z krzesłami, a na nim wazon z kwiatami i świecznik. Nie zmieniło się tu zbyt wiele odkąd rezydowałam w Malfoy Manor po raz ostatni.
Spojrzałam na ciotkę, która uśmiechnęła się do mnie. Nigdzie w pobliżu nie zauważyłam jednak ani Lucjusza, ani Draco. Nie będę kłamać, że to trochę mnie uspokoiło. Wciąż jednak zastanawiałam się nad reakcją Narcyzy. Czy to zachowanie jest szczere, czy może tylko udawane?
- Witaj w domu, kochanie. Nie mogłam się doczekać twojego przyjazdu - rzekła, łapiąc mnie w żelazny uścisk. Nigdy nie lubiłam tych przesadnych czułości z jej strony, ale tym razem mocno się zdziwiłam. Wietrzyłam podstęp. Gdzie jest Voldemort? Czy czeka już na mnie w jadalni z wyciągniętą różdżką?
- Witaj, ciociu – rzekłam, gdy w końcu mnie puściła, a ja złapałam oddech. – Gdzie Draco i wujek Lucjusz? – spytałam po chwili.
Nie przestała się uśmiechać, a ja wciąż zastanawiałam się jak w skali od jednego do stu ten uśmiech jest sztuczny.
- Są w jadalni. Przejdźmy do nich – odpowiedziała. Wtedy w mojej głowie zapaliła się czerwona lampka. Czyli miałam rację – Voldemort czekał na mnie razem z nimi w jadalni.
- Mój kufer – mruknęłam, próbując przeciągnąć opuszczenie kuchni, a zarazem orientując się, że straciłam go z zasięgu wzroku.
- Jest tutaj. Później dopilnuję, żeby znalazł się w twoim pokoju – rzekła Narcyza, wskazując na walizkę, która stała tuż obok kominka. Wtedy dostrzegłam, że przy nim stał również kufer Draco.
Matka Ślizgona wzięła mnie pod ramię i wyprowadziła z pomieszczenia, a moje serce zaczynało bić co raz szybciej.
Jadalnia była równie sporym pomieszczeniem, ale zdecydowanie pustszym i mroczniejszym. Pamiętam, że gdy byłam młodsza zawsze bałam się przechodzić przez nią sama, a szczególnie w nocy, chcąc dostać się do kuchni po szklankę wody. Na ścianach wisiały malowidła przodków rodu Malfoy, którzy zdawali patrzeć się na mnie, a to zdecydowanie przerażało. Pod jedną ze ścian został wbudowany wielki renesansowy kominek, a olbrzymie okna wpuszczały do środka światło słoneczne. W centrum stał długi stół wykonany z czarnego lakierowanego drewna, który został zastawiony krzesłami. Nigdy nie byłam w stanie ich zliczyć. Gdzieś ponad dwadzieścia siedzień. Jakby było im to potrzebne, nosz. Nie potrafiłam tego zrozumieć. Rezydencje zamieszkiwały cztery osoby, więc na cholerę tyle miejsc w jadalni? Okej, czasem odwiedzali nas goście, ale nigdy aż taka ilość.
Pomieszczenie uznałabym za kompletnie puste, gdybym po chwili nie zauważyła dwóch blondwłosych mężczyzn siedzących po dwóch końcach stołu. Chyba o czymś rozmawiali, więc dlaczego nie mogli po prostu usiąść koło siebie? Byłoby im łatwiej i lepiej by się słyszeli. Stół posiadał długość jakiś dziesięciu metrów, więc taka też odległość dzieliła teraz Lucjusza i Dracona.
Ciotka Narcyza odchrząknęła, a oczy obydwu Malfoyów zwróciły się w naszą stronę.
Z wiekiem Draco co raz bardziej przypominał mi swojego ojca. Obydwoje mieli blond włosy oraz identyczny wyraz twarzy.
Zorientowałam się, że młody Ślizgon jest w trakcie jedzenia posiłku. No tak, w końcu synek wrócił do mamusi, więc teraz trzeba go dobrze dokarmić. W Hogwarcie przecież nie dawali jeść.
Draco nie obdarował mnie zbyt hojnym spojrzeniem tylko chyba natychmiast uznał, że jego widelec jest zdecydowanie bardziej interesujący, więc wlepił w niego wzrok.
Spojrzenie Lucjusza zdecydowanie bardziej przeszywało i wcale się tym nie zdziwiłam. Jego twarz nie wyrażała teraz żadnych emocji, a szare oczy wlepiły się we mnie. Dopiero wtedy poczułam się strasznie skrępowana. Jeśli Voldemort mnie nie zabije, to z pewnością zrobi to Lucjusz. Prędzej czy później. Na sto procent nie mogłam już liczyć na wsparcie ciotki. Może i uśmiechała się do mnie sztucznie, ale byłam prawie pewna, że w myślach powtarzała do Lucjusza, iż zasłużyłam na śmierć.
Starszy Malfoy nie odezwał się ani słowem. Po dłuższej chwili ciszy Narcyza najwyraźniej uznała, że trzeba przejąć alternatywę.
- Na pewno jesteś głodna. Usiądź i jedz – rzekła, popychając mnie w stronę stołu. Wciąż czułam piorunujące spojrzenie Lucjusza na sobie, ale starałam się to zignorować. Podeszłam do miejsca na środku blatu, które zdobiło nakrycie i trzy półmiski jedzenia. W jednym z nich rozpoznałam moją ulubioną sałatkę warzywną, w drugim kurczaka, a w trzecim pieczone ziemniaki.
Usiadłam ostrożnie na krześle, nie wiedząc co robić. Co jeśli chcieli mnie otruć? Może taki był plan.
Spojrzałam kątem oka na Dracona, który wciąż gapił się w swój talerz, potem na Lucjusza, który wpatrywał się we mnie, aż ponownie na półmiski z jedzeniem. Dostrzegłam, że ciotka Narcyza stanęła tuż obok mnie, jakby oczekując, że zacznę jeść.
- Wybacz, ciociu, ale nie jestem głodna – odparłam cicho.
Te słowa najprawdopodobniej podbuzowały wuja Lucjusza. Nie o to przecież mi chodziło. Po prostu bałam się otrucia. Już chyba wolę klątwę Avada Kedavra. Szybko i bezboleśnie.
- Dobrze – warknął, podnosząc się z krzesła. Podszedł do mnie szybkim krokiem i jednym ruchem różdżki sprawił, że półmiski zniknęły. – W takim razie dzisiaj już nic nie zjesz. Teraz pójdziesz do swojego pokoju i nie wyjdziesz z niego dopóki ci na to nie pozwolę – dodał ze złością.
Nie zamierzałam się wykłócać.

~*~



Mój pokój w Malfoy Manor stał się kompletnie inny niż odkąd byłam w nim ostatni raz. Główny powód to remont, którego dokonała ciotka Narcyza. To dlatego nocowałam w sypialni Dracona w ostatnie wakacje zanim przyjechała Bellatriks i zabrała mnie do kryjówki Voldemorta.
Ściany zostały przemalowane z niebieskiego na turkus, dokładnie takiego odcienia, który sobie wcześniej wybrałam. Oczywiście wuj Lucjusz upierał się na biel, ponieważ jest tańsza w porównaniu do innych kolorów, a jemu najprawdopodobniej było szkoda pieniędzy na mnie, ale ciotce w końcu udało się przekonać męża.
Pomieszczenie nie należało do największych. Na środku, tuż przy oknie, za którym padał deszcz, stało łóżko okryte pościelą, która doskonale uzupełniała się z kolorem ścian, nieopodal mieściło biurko, a przy nim wbudowana w ścianę szafa. Na ścianach wisiały półki z książkami, a nad łóżkiem kilka plakatów z barwami Slytherinu.
Kufer czekał przy tapczanie, a ja przez chwilę nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Poczułam się tak dziwnie obco w miejscu, które jeszcze rok temu uważałam za dom. Moja mała oaza. Miejsce, w którym zawsze mogłam się skryć. Miejsce, do którego wstęp wolny miał tylko Draco. Ciotce Narcyzie kazałam pukać, a wuj Lucjusz i tak nigdy tu nie przychodził. Jeśli czegoś ode mnie chciał, to zwykle darł się na całe gardło z parteru. No bo po co marnować siłę na wejście po schodach i zapukanie, skoro można zostać na dole i wydrzeć się tak, aby wszystkie nietoperze w ogrodzie uciekły?
Podeszłam wolno do parapetu i dotknęłam go delikatnie palcami. Moje spojrzenie powędrowało za okno. Widok z pokoju rozprzestrzeniał się na ogród. Parapet był spory, dlatego zawsze uwielbiałam na nim siedzieć i rozmyślać. Czasem Draco mnie tu odwiedzał.

Padał deszcz, ale ja nie przejmowałam się tym. Lubiłam ten dźwięk. Podeszłam do parapetu i usiadłam na nim. Podkuliłam kolana, oparłam blady policzek o chłodną szybę i przymknęłam oczy. Pomyślałam, że zaraz usnę, gdyby nie dźwięk otwieranych drzwi.
Już myślałam, że to ciotka Narcyza, która zapomniała zapukać, gdy ujrzałam blondwłosego chłopaka. Moja złość natychmiast się ulotniła.
Draco uśmiechnął się. Nie odwzajemniłam gestu. To nie w moim stylu, aby zbyt często się uśmiechać. Zrobiłam to dla niego rano, gdy opowiadał jak sprawił, że Weasley wymiotował ślimakami. Za dużo jak na jedeń dzień.
Dostrzegłam, że młody Malfoy trzyma coś w rękach.
- Przyniosłem ci herbatę i czekoladę – rzekł, podchodząc do mnie.
Wtedy dostrzegłam, że rzeczywiście niesie wcześniej wspomniany napój, który parował w moim ulubionym półlitrowym kubku, oraz tabliczkę mlecznej czekolady.
- Posłodziłeś? – spytałam.
- Dwie łyżeczki. Tak jak lubisz – odpowiedział, stawiając kubek i czekoladę na stoliku obok parapetu.
- To dobrze – mruknęłam i odwróciłam wzrok w stronę okna. Malfoy podszedł do mnie i odgarnął włosy z twarzy.
- Nie jest ci zimno? Masz gęsią skórkę – zauważył, przesuwając palcem po mym odkrytym ramieniu. Ten dotyk spowodował wzmocnienie się gęsiej skórki. Rzeczywiście chłód bił od okna, a ja miałam na sobie tylko bluzkę na ramiączka. Nie lubiłam jednak, gdy ktoś dotykał mnie w taki sposób.
- Wszystko w porządku. Wiesz, chyba wolałabym zostać sama – odpowiedziałam cicho. Draco nie odzywał się przez chwilę.
- Dobrze – rzekł w końcu. – Jestem u siebie, gdybyś czegoś potrzebowała – dodał i w milczeniu odszedł w stronę drzwi. Widziałam kątem oka, że przy otwieraniu ich zerknął raz jeszcze w moją stronę aż w końcu spuścił głowę i wyszedł.
Wtedy dopiero oderwałam wzrok od okna i spojrzałam na stolik, na którym przed chwilą mój przyjaciel zostawił parującą herbatę i czekoladę. W rzeczywistości nie zamierzałam tego nawet tknąć.

Wyrwałam się z tego wspomnienia, które miało zaledwie rok, i ze smutkiem spojrzałam w stronę drzwi. Tak jakby z nadzieją, że Draco znów się w nich pojawi, uśmiechnięty, niosący mi kubek herbaty i tabliczkę czekolady.
Tak bardzo go wtedy nie doceniałam. Nie potrafiłam nawet podziękować za to, że przy mnie był, że wyprzedzał wszystkie prośby i pragnienia. Nazywałam młodego Malfoya najlepszym przyjacielem, bo taki właśnie był, ale ja nigdy nie byłam dla niego najlepszą przyjaciółką. Do tego potem tak go zraniłam, karmiąc fałszywą miłością. Co raz poważniej zastanawiałam się czy jednak nie zasłużyłam na to, aby wyparł się mnie przed Voldemortem, a potem sprzedał. Po tym wszystkim co mu zrobiłam.
Nie rozpakowałam się. Po prostu położyłam na łóżku i skuliłam, dając upust łzom. Dopiero teraz, w tych pustych ścianach, gdy za oknem dokładnie tak jak tamtego dnia padał deszcz, zrozumiałam jak bardzo brakuje mi mojego najlepszego przyjaciela.

~*~

Obudziłam się, gdy za oknem rozbłysło słońce. Spojrzałam na zegarek i zrozumiałam, że dochodziła szósta rano. To znaczy, że przespałam ponad dwanaście godzin.
Wtedy zorientowałam się, że jestem przykryta kocem. Byłam prawie pewna, że nie zrobiłam tego sama. Ktoś musiał być tu w nocy i to zrobić. Tylko kto? Na pewno nie wuj Lucjusz. Może ciotka Narcyza? Albo Draco. Natychmiast odrzuciłam od siebie tę myśl. Myśl, że mógłby siedzieć tak blisko, możliwe, że patrzeć jak śpię, przypuszczalnie dotykać. Jak dobrze, że się nie obudziłam. Pewnie wyrzuciłabym go za drzwi. To przykre, bo choć tak bardzo tęskniłam, to wciąż nie mogłam poradzić sobie z tym co się między nami wydarzyło, szczególnie w Pokoju Wspólnym Slytherinu. Jeszcze chwila, a zdradziłabym Harry’ego. Może lepiej o tym nie rozmyślać, bo tylko sama jeszcze bardziej się pogrążę.
Wtedy klamka poruszyła się. Podskoczyłam jak oparzona. Drzwi otworzyły się.
Ciotka Narcyza ubrana w szlafrok spojrzała na mnie lekko zdziwiona.
- Dzień dobry, Hermiono. Właśnie miałam cię obudzić – rzekła.
Obudzić? Tak wcześnie? Co to miało znaczyć?
- O co chodzi? – spytałam powoli. Bicie mojego serca przyspieszyło.
- Ciocia Bella będzie tu za godzinę. Chciałabym, abyś się ogarnęła i zeszła na śniadanie. Nie uwierzę teraz, że wciąż nie jesteś głodna – odpowiedziała Narcyza.
Określenie Bellatriks Lestrange ‘’ciocią Bellą’’ wydało mi się w tamtej sytuacji śmiesznie niedorzeczne. To prawda, że kiedyś tak się do niej zwracałam, lecz teraz znienawidziłam tę czarownicę całym sercem. Po tym jak wypowiedziała po raz pierwszy zaklęcie niewybaczalne skierowane w moją stronę.
Taki więc to był plan Voldemorta. Wysłał Bellatriks, aby przyprowadziła mnie do jego kryjówki. Tak jak w zeszłym roku.
- Dobrze. Zaraz zejdę, ciociu.

~*~

Blondwłosy arystokrata siedział przy stole w jadalni, wpatrując się nieobecnie w swoją porację owsianki. Ciężko było mu zasnąć ostatniej nocy, a kolejne dni nie zapowiadały się lepiej. Słowa ojca po wczorajszej kolacji odbijały się echem w myślach Bellatriks będzie tu rano. Riddle zostały ostatnie godziny życia.
Draco umierał od środka ze świadomością, że już więcej może nie zobaczyć Hermiony. Czarny Pan ją zabije. Słowa Lucjusza mówiły same za siebie.
To dlatego poszedł do pokoju Riddle w nocy. Aby móc jeszcze choć przez chwilę popatrzeć na te znajome rysy twarzy, wdychać znajomy zapach, przesuwać opuszkami palców po zarumienionych policzkach. Po tym co wydarzyło się w Pokoju Wspólnym nie potrafił znów spojrzeć dziewczynie w oczy, dlatego może i lepiej, że poszedł tam, gdy spała.
Z zamyśleń wyrwał go dźwięk obcasów. Podniósł wzrok i w drzwiach jadalni ujrzał . Tego dnia spięła włosy w niedbały kok, wypuszczając na wolność kilka pejsów co sprawiło, iż wyglądała jeszcze piękniej. Szybko skierował oczy z powrotem na talerz, widząc, że Hermiona spojrzała na niego. Tak bardzo nienawidził się za swój brak odwagi.

~*~


Przeciągałam dokończenie posiłku jak najdłużej się dało, choć sama wiedziałam, że to i tak nic nie zmieni. Bellatriks jest w drodze. Strach ogarnął mną dopiero teraz, zdając sobie sprawę, że od spotkania z Voldemortem dzieli mnie niewiele.
Draco jadł przy drugim końcu stołu i oprócz krótkiego spojrzenia, gdy weszłam do jadalni, nie zaszczycił mnie wzrokiem ani razu. Wuj Lucjusz dołączył do śniadania po jakiś dziesięciu minutach ubrany w szatę wyjściową, ale nie odezwał się ani słowem. Zastanawiałam się czy ubrał się tak ze względu na to, że musiał tego dnia jechać do Ministerstwa, czy zamierzał... jechać ze mną i Bellatriks. Jeszcze tego mi tam brakowało.
Dzwonek do drzwi zabrzmiał w momencie, kiedy najadłam się do syta. Przerażenie wręcz mnie sparaliżowało, gdy pomyślałam, że to być może Bellatriks.
Ciotka Narcyza poszła otworzyć, a ja oczekiwałam w milczeniu, czując na sobie pioronujące spojrzenie Lucjusza. Czy on może w końcu przestać tak się na mnie patrzeć?
Wtedy ten tak znajomy psychopatyczny głos rozniósł się echem w przedpokoju.
- Cyziu! Gdzie ona jest?!
Choć w środku drżałam z przerażenia, stwierdziłam, iż nie mogę dać po sobie tego poznać. Tylko na to czekali. Czekali na to, abym się zdradziła. Tego, że się boję. Miałam im zamydlić oczy, byleby przeżyć, a nie okazywać słabości.
 Przypomnij sobie jaka byłaś kiedyś. Po prostu taką zagraj dopóki nie wrócisz do Hogwartu.
 Jeśli w ogóle wrócę.
 Właśnie wtedy w drzwiach jadalni pojawiła się najbardziej znienawidziona przez moją matkę kobieta. Kobieta, którą jeszcze w zeszłym roku uważałam za członka rodziny. Kobieta, która z wierności do swojego pana była w stanie użyć na mnie klątwy niewybaczalnej. Bellatriks Lestrange.
Starsza siostra Narcyzy posiadała długie, grube, poskręcane, czarne włosy, które opadały jej na ramiona. Przez opadające powieki wydawała się być ciągle zmęczona. Miała charakterystyczne rysy twarzy i ten śmiech, który byłabym w stanie rozpoznać wszędzie. Zawsze ubierała się na czarno, stawiając na sukienki tego koloru oraz długie buty na obcasie. Podobnie było tego dnia.
Wzrok Bellatriks natychmiast zatrzymał się na mnie. Spojrzenie czarnych oczu wręcz paraliżowało, lecz nie ugięłam się pod nim. Nie jestem tak słaba.
- Hermiona Riddle. Tyle miesięcy. – Ten głos był żądny krwi.
Wtedy nadszedł moment na włożenie maski Hermiony Riddle, tej Hermiony Riddle, którą się urodziłam.
Podniosłam się z krzesła i spojrzałam prosto w oczy Lestrange.
- Bellatriks Lestrange – rzekłam. Moje spojrzenie stało się stanowcze i intensywne.
– Cóż cię skłoniło do powrotu? Czyżby twój Pottuś cię zostawił? – zacmokała ironicznie. Doskonale wiedziałam, że w końcu wspomni o Harrym.
- Nie zamierzam ci się tłumaczyć z moich relacji z Potterem. To sprawa tylko i wyłącznie między mną a Czarnym Panem – wysyczałam, mrużąc oczy. Starałam się, aby mój głos brzmiał jak najbardziej złowieszczo i o dziwo nie wyszło mi to tak źle.
Mimo to Bellatriks nie traciła czujności. Przyglądała mi się psychopatycznie, a po chwili na jej twarzy pojawił się grymas złości.  
- Łżesz, zdrajczyni! Draco o wszystkim nam powiedział! Splugawiłaś się z Potterem! – krzyknęła, wytrzeszczając wręcz oczy. Przysięgłam sobie, że nie spojrzę na młodego Malfoya. Nie pozwolę sobie okazać jak wciąż bardzo boli mnie ta zdrada.
- Najwyraźniej Draco was okłamał – syknęłam.
- To niemożliwe! Osobiście wlałam w niego veritaserum, bo za bardzo się stawiał! 
I właśnie wtedy zawalił się cały mój świat. Tymi słowami Bellatriks ostatecznie zniszczyła mą czujność. Oczy prawie zaszkliły się łzami w momencie, gdy wyobraziłam sobie mroczną kryjówkę, Voldemorta, Bellatriks i Dracona, którego zmuszają do wypicia eliksiru prawdy. Młody Malfoy najwyraźniej nie chciał mówić lub próbował kłamać, skoro w ostateczności Lestrange użyła na nim veritaserum.
Dlaczego mi nie powiedziałeś, Draco? Dlaczego pozwoliłeś wierzyć w to, że jesteś zdrajcą?
Milczałam przez dłuższą chwilę, dając Bellatriks przewagę.
- Zdziwiona? Draco cię sprzedał. W najdrobniejszych szczegółach – rzekła z ironicznym uśmiechem, idąc w moim kierunku. Cofnęłam się o krok, jednak Lestrange chyba wcale nie miała zamiaru zbliżyć się do mnie. Wyminęła moją osobę, a wzrok odruchowo powędrował za nią. Czarnownica podeszła do Ślizgona, który teraz stał przy stole i z uśmiechem objęła go ramieniem.
Draco nie wyglądał na szczęśliwego z tego powodu. Był wręcz zrozpaczony. Teraz rozumiałam dlaczego.
Nie chciał mnie zdradzić. Opierał się do momentu, w którym Bellatriks użyła veritaserum. Wtedy musiał odpowiedzieć na wszystkie zadane mu pytania. Dlaczego pozwoliłeś mi wierzyć w to, że jesteś zdrajcą, Draco?
- Czuję, że będziesz dobrym śmierciożercą, Draco – powiedziała Lestrange, klepiąc Malfoya z dumą po ramieniu. Ten tylko posłał w jej stronę sztuczny uśmiech, ale jego oczy powędrowały w moją stronę. Pochłaniałam przez moment znajomy widok tych stalowoszarych tęczówek, czując jak jakaś dziwna gula zatrzymuje mi się w gardle.
Draco, jeśli ty naprawdę mnie kochasz... Boże, co musiałeś przechodzić przez ostatnie miesiące...
Byłam w stanie to sobie wyobrazić. To tak, jakby wlali veritaserum we mnie, zmuszając przy tym do zdrady Harry’ego. Umarłabym wewnętrznie.
- No i co teraz powiesz, Riddle? – warknęła z lubieżnym uśmiechem Bellatriks.
Musiałam walczyć o przetrwanie. Teraz już nieważne w jaki sposób.

CDN.


_____

Oto i rozdział trzydziesty dziewiąty. Mam nadzieję, że się Wam spodobał.
Przepraszam za opóźnienie, ale ostatnimi czasy moje całe życie i myśli pochłaniają dwie rzeczy: praca i chłopak. W dodatku 27 sierpnia wracam do szkoły (już studia, nie mogę się doczekać!) i nie wiem jak to będzie z czasem wolnym. Postaram się to jakoś ogarnąć. Na razie mam ledwo co kilka akapitów nowego rozdziału. 
Muszę przyznać, że opisywanie Hermiony w narracji pierwszoosobowej ma swoje plusy i minusy. Z jednej strony pisze mi się lepiej i mogę dać od siebie więcej, a z drugiej odczuwam wszystko dwa razy bardziej, a szczególnie te negatywne rzeczy. Podczas pisania scen w pokoju Hermiony płakałam. W dodatku akurat wtedy słuchałam piosenki, którą dodałam jako podkład, więc było jeszcze ''gorzej''. :)
No i to chyba wszystko o czym chciałam Wam powiedzieć.

Życzę Wam miłej reszty sierpnia. 

Pozdrawiam serdecznie, 
Wasza Alex

Copyright @ 2010-2013

Szablon został wykonany przez Empatię na potrzeby bloga www.hermione-riddle-potter.blogspot.com. Treści wszystkich postów oraz zakładek są autorstwa Alex, a także jej całkowitą własnością. Za wszelkiego rodzaju plagiaty lub kopiowanie pomysłów bez uprzedniej zgody autora będą wyciągane wszelkie możliwe konsekwencje.