~*~
Kogo Bóg darzy wielką miłością,
w kim pokłada wielkie nadzieje,
na tego zsyła wielkie cierpienie,
doświadcza go nieszczęściem.
- Fiodor Dostojewski
Voldemort wpatrywał się w nią nieprzytomnie.
Czekała cierpliwie na jakąkolwiek reakcje. Czy jej ojciec w ogóle będzie chciał
rozmawiać o matce?
- Chcesz rozmawiać o Jean? – odezwał się nagle.
Niepewnie kiwnęła głową. Mężczyzna wyprostował się. – Nie ma o czym rozmawiać.
Umarła i tyle – mruknął obojętnie. To był cios poniżej pasa.
- Tato... Ale ona była moją matką – szepnęła Hermiona.
Próbuj, próbuj! – krzyczał głosik w głowie. – Chcę się dowiedzieć
więcej...
- Była zwykłą zdrajczynią krwi. Urodziła ciebie i
umarła – skwitował obojętnie. Dziewczyna zamarła, a jej serce zabiło mocniej.
Jej matka zdrajczynią krwi? To niemożliwe!
- Jak to zdrajczynią krwi? – wymamrotała zszokowana.
- Popierała Dumbledore’a. Mimo to była zbyt
tchórzliwa, aby przejść na jego stronę. Bała się – mruknął z pogardą mężczyzna.
Popierała Dumbledore’a. To nie możliwe!
- Cz-czemu się bała? – wyszeptała Hermiona. Myśl, że
wie więcej o matce podnieciła ją jeszcze bardziej.
- A czego mogła się bać? Mnie – odparł karcąco
Voldemort. – Myślisz, że gdybyś ty sobie poszła do Dumbledore’a, to bym ci z
uśmiechem pomachał chusteczką? – warknął, a jego oczy zaczerniały.
- Ja nigdy nie przejdę na stronę Dumbledore’a –
zapewniła szybko.
- I nawet nie próbuj, bo wtedy porozmawiamy inaczej –
warknął. – A teraz dosyć tego powracania do przeszłości. Odrabiaj mi te lekcje!
– krzyknął, wstając z krzesła i wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami.
Hermiona wystraszona nachyliła się nad pergaminem. Odkąd tu jest nie
widziała ojca tak wściekłego. Pożałowała teraz, że w ogóle wspomniała o matce.
Mimo to, jednak czegoś się dowiedziała... Jej matka zdrajczynią krwi, popierającą
Dumbledore’a...! Obłuda, hańba!
Prychnęła pod nosem i kontynuowała pisanie pracy wakacyjnej.
~*~
Wyszła właśnie ze swojego pokoju z zamiarem
zejścia do kuchni po coś do picia. Westchnęła ciężko, od rozmowy z ojcem dnia
wcześniejszego, ten nie odezwał się ani razu. Wolała nie wchodzić w pogawędki z
nim, aby nie sprowokować go jeszcze bardziej.
Właśnie przechodziła koło jego pokoju, gdy usłyszała głosy dochodzące ze
środka. Zatrzymała się rozpoznawszy w nich głos ciotki Bellatriks. Drzwi były
uchylone. Czysta nastoletnia ciekawość wzięła górę. Dziewczyna skradła się do
podwoi i przyłożyła ucho do szpary.
- Nie zgadniesz, Bellatriks, o czym Hermiona wczoraj
chciała ze mną rozmawiać – usłyszała głos ojca.
- Nie wiem, panie – piskliwy pisk ciotki wwiercał się
w jej uszy. Skrzywiła się.
- Zaczęła wypytywać o matkę. Powiedziałaś jej, że Jean
umarła po porodzie, tak? – zapytał Voldemort.
- A co miałam jej powiedzieć, panie? – załkała Bella.
– Gdybym wyznała jej prawdę, dziewczyna by cię znienawidziła – dodała.
- Podziękowałaby mi. Powiedziałem jej, że Masen była
zdrajczynią – warknął mężczyzna.
- Panie, ale pozostaje sam fakt. Fakt, że zabiłeś jej
matkę. A tak nawiasem. Co zrobiłeś z jej ciałem?
- Kazałem Lucjuszowi zakopać koło domu. Pewnie teraz
pozostał po nim sam proch – rzekł Voldemort.
Hermiona zamarła. Zabił, zakopał... Zaraz, przecież jej matka
umarła po porodzie! Co oni wygadują? Jak ojciec mógł ją zabić? Nie, to
niemożliwe. W jej oczach stanęły łzy.
– Nie możemy stracić zaufania Hermiony, rozumiesz? Jest nam potrzebna. W
Hogwarcie ma dostęp do Pottera, który nie wie, że jest moją córką. Jest jego
rówieśniczką, więc może nam pomóc. Wyciągnąć od niego jak najwięcej – ciągnął
ojciec.
Był dla niej uprzejmy tylko dlatego, żeby zyskać jej przychylność, aby
potem szpiegowała dla niego Pottera? To obłęd. Nie, niemożliwe.
Usłyszała nagle szybkie kroki dochodzące z pokoju, a drzwi przy których
stała, otworzyły się z hukiem. Stanął w nich oczywiście ojciec, jego twarz
poczerwieniała, a oczy zaczerniały.
- CO TY TU ROBISZ?! – wrzasnął. Hermiona zamarła,
potykając się o własne obcasy.
- Ja tylko... – zająkiwała się. Nie wiedziała co ma
zrobić. Ojciec był wściekły.
- PODSŁUCHIWAŁAŚ?! – krzyknął Voldemort, łapiąc ją za
koszulę.
- Ja... – jąkała się wystraszona.
- PLUGAWA! – ryknął, potrząsając nią, a potem pchnął
do tyłu. Straciła równowagę i spadła ze schodów z głuchym dźwiękiem.
Ból w tyle głowy i w okolicach kręgosłupa był nie do zniesienia.
Przestała czuć własne ciało. Tylko ból. Jęknęła cicho. Nie wiedziała, że
Voldemort zbiegł po schodach za nią. Złapał ją za ramię i podciągnął do pozycji
stojącej. Nie widziała nic, prócz łez, które stanęły w jej oczach.
– Może w końcu się czegoś nauczysz jak ojciec się za ciebie zbierze! - Potrząsnął
nią znów.
- Przestań! To boli! – zawyła, zalewając się łzami.
- Boli?! Boli?! – Znów nią potrząsnął.
Śmierciożercy, który zebrali się w przed pokoju, przyglądali się scenie
z rozbawieniem.
- Ty chyba nigdy nie zaznałaś prawdziwego bólu! – Odepchnął ją od siebie tak,
że wpadła na kaloryfer stojący za nią, a sam wyjął różdżkę i krzyknął: -
Crucio! –
Rozpaczliwy wrzask dziewczyny rozniósł się echem po domu. Ból był nie do
zniesienia. Teraz pragnęła tylko umrzeć. Umrzeć, aby tylko ten ból ustąpił...
- Błagam! Przestań! – ryknęła.
Minęło kilka sekund, a Voldemort cofnął zaklęcie. Pochylił się nad nią,
brutalnie przewrócił na plecy i warknął:
- Albo wyjdziesz na ludzi, albo skończysz tak samo jak twoja matka. W piachu za
domem. – Śmierciożercy zanieśli się śmiechem.
Wszyscy rozeszli się, a ją zostawili samą. Samą, zakrwawioną w
przed pokoju. Jednak zapowiadało się nie być tak cudownie w ramionach tatusia,
jak sobie wyobrażała.
~*~
Te wakacje były prawdziwą katorgą. Codzienne
Cruciatusy za najmniejsze przewinienia stały się normą. Raz dostała nawet za
to, że nie zakręciła kałamarza stojącego na biurku, a który przypadkowo wylał
się na podłogę. Siniaki i kolejne blizny również nie były niczym nowym.
Wszystko wywróciło się do góry nogami. Co na to śmierciożercy i ciotka? Śmieli
się. Nie obchodziła ich jej krzywda oraz ból.
Jej matka. Nie ważne, że była zdrajczynią. To przestało się liczyć.
On ją zabił, zabił jej matkę. Gdyby nie on teraz pewnie, zamiast znosić te
tortury, siedziałaby z nią gdzieś daleko, jak najdalej od niego. Znienawidziła
go całym sercem.
- Mamo – załkała, skulając się w kłębek pod kołdrą, w
pierwszy tydzień sierpnia. – Mamo, czemu zostawiłaś mnie na jego pastwę?
W tym samym momencie drzwi otworzyły się z hukiem. Nie musiała się
odwracać. Wiedziała, że to ojciec przyszedł z kolejną pretensją.
- A ty jeszcze w łóżku?! – Usłyszała jego wściekły
głos.
- Jest piąta trzydzieści rano – mruknęła, nie
odwracając głowy. – Nie moja wina, że ty nigdy nie śpisz.
- Wstawaj! – ryknął.
Poczuła jak łapie ją w talii i po chwili brutalnie wylądowała na
podłodze. Zawyła z bólu. Rana na ramieniu, po wczorajszej potyczce, jeszcze się
nie zagoiła.
- Jedziemy do Malfoy Manor! Ubieraj się! – krzyknął, kopiąc ją nogą w brzuch
tak, że zgięła się w pół i wyszedł z pomieszczenia trzaskając drzwiami.
Malfoy Manor. Draco. Zobaczy Dracona. Nie pisała do niego. Nie mogła.
Ojciec zabrał jej sowę. Teraz marzyła tylko o jednym, ukryciu się w jego
ramionach. Nie ważne, że go nie kochała. Liczyła się bliskość i wsparcie. Teraz
tego potrzebowała. Wiedziała, że Draco ją zrozumie. Tylko on mógł ją zrozumieć.
Nikt więcej.
~*~
- Tylko spróbuj narobić mi wstydu, a zginiesz od razu
– warknął Voldemort, gdy przeszli przez drzwi do domu Malfoy’ów. No super, w
ogóle nie zrobi wstydu stając przed Malfoy’ami z podbitym okiem i rozciętą
wargą. – Lucjusz – rzekł oschło mężczyzna, wchodząc do wielkiego salonu.
Bez protestów weszła za nim. Gdyby od razu pobiegła do sypialni Dracona,
a ojcu by to nie odpowiadało, Cruciatus byłby gwarantowany. Wolała sobie tego
oszczędzić.
- Panie – jęknął jasnowłosy mężczyzna, ubrany w czarną
szatę, padając na kolana przed ojcem.
- Lucjuszu – warknął Voldemort, patrząc na niego
oschle. – Jutro wielki dzień. Przesłuchanie. Musimy o tym porozmawiać – dodał.
- Oczywiście, panie – wyszeptał wuj Lucjusz, podnosząc
głowę.
Wtedy spojrzał na nią, stojącą za Voldemortem. Jego źrenice rozszerzyły
się. Na pewno nigdy nie widział jej w takim stanie. Czarny Pan spojrzał na nią
kontem oka i mruknął:
- A ty spływaj stąd, głupia.
Nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Hermiony już po sekundzie nie
było w pokoju. Wbiegła sprintem po schodach i niczym głodne zwierzę, rzuciła
się na klamkę u drzwi pokoju Dracona. Wpadła do środka i... Ujrzała go.
Siedział przy swoim biurku. Odrabiał pracę wakacyjną.
- Draco – wyjąkała zamykając drzwi. Chłopak odwrócił
się wystraszony, a na jej widok jego oczy powiększyły się.
- Hermiona? – szepnął z niedowierzaniem, podnosząc się
z fotela. Bez słowa rzuciła mu się w ramiona, zanosząc cichym szlochem.
- Draco – zaszlochała, wtulając się w niego mocno. Od
razu poczuła się lepiej.
- Hermiono, co się stało? Jak ty wyglądasz – jęknął,
ujmując jej twarz w dłonie.
- On mnie bije, rozumiesz? Bije i torturuje –
zapłakała. Blondyn uniósł brwi.
- I to dlatego płaczesz? – rzekł z zawodem. Spojrzała
na niego zszokowana. Czemu tak zareagował?
- To chyba wystarczający powód – wyszeptała zdziwiona.
- Skoro cię torturuje to musiałaś sobie czymś na to
zasłużyć – odparł, odsuwając ją od siebie.
- Draco, właśnie o to chodzi, że torturuje mnie za
nic. Za najmniejsze przewinienia. Nie wiesz jaki on jest – wymamrotała, chcąc
się do niego znów przytulić, ale chłopak odsunął się.
- Wiem jaki jest. Ojciec mi mówił. Jest
najpotężniejszym czarnoksiężnikiem naszych czasów. Wykorzeni z naszych drzew
genologicznych wszystkie szlamy i mieszańce – wymamrotał.
To, o dziwo, był cios poniżej pasa. Gdy wyobraziła sobie, że inni
niewinni ludzie mają cierpieć tak samo jak ona, a potem umierać... Przełknęła
ślinę.
- Draco, jak możesz tak mówić? – szepnęła.
- Zmieniłaś się – odparł chłopak, kręcąc głową. –
Kiedyś popierałaś mnie w tym fakcie – dodała.
- Draco.
Już chciała mu odpowiedzieć, gdy drzwi od sypialni Malfoy’a otworzyły
się, a stanął w nich oczywiście Voldemort. Za nim pojawił się Lucjusz. Niczym
widmo wślizgnął się do pokoju i zatrzymał koło nich.
- Draco Malfoy – wyszeptał. Draco zamarł, wpatrując
się w Czarnego Pana.
- Panie – jęknął, padając na kolana.
Hermiona wpatrywała się w to przerażona. Draco pada na kolana przed jej
oprawcą?! Jak może?! Voldemort uśmiechnął się jadowicie.
- Może będzie z ciebie lepszy sługa niż z ojca –
mruknął mężczyzna, rzucając ukradkowe spojrzenie Lucjuszowi, który spuścił
głowę. – Słyszałem, że jesteś z tą plugawą dziewczyną – warknął, wskazując na
Hermionę. Ta zacisnęła wargi. Draco nie odpowiedział, dalej wpatrując się w
podłogę. – Odpowiedz! – warknął Voldemort.
- Nie, nie jestem z nią, panie – szepnął Draco.
Riddle uniosła brwi. Wyparł się jej! Wyparł widząc, że wpadła w niełaski
Czarnego Pana! Jak śmiał?!
- Jak mógłbym być z kimś tak plugawym? – wyjąkał. Tom Marvolo Riddle uśmiechnął
się jadowicie.
- Widzisz – mruknął do Hermiony. – Nawet dla twojego
kochanego Dracona stałaś się plugawa – dodał cicho.
- Nigdy go nie kochałam – wycedziła za nim zdążyła
ugryźć się w język.
Może to nawet lepiej? Draco pozna prawdę, a ona odwdzięczy się mu
za jego słowa, a sama zakończy ten chory związek?
- Byłam z nim tylko dla zabawy – warknęła.
Była pewna, że w tym momencie Malfoy podniósł głowę. Odwróciła głowę w
bok. Szkoda, że nie zauważyła jak w jego oczach stanęły łzy.
~*~
Ból, zmieszany po stracie najlepszego
przyjaciela z bólem zadawanym codziennie przez ojca, był okropny. Nigdy tak
bardzo nie cierpiała. Jedyne, o czym teraz marzyła to o powrocie do Hogwartu.
Nigdy tak nie marzyła o powrocie do tej szkoły, w której rządził Dumbledore.
Po kryjomu, w swoim zeszycie od Transmutacji, narysowała kartkę z
kalendarza i odliczała na niej dni do powrotu, do powrotu do swojego
prawdziwego domu.
Może było to z emocji, a może z bólu, ale w noc między dwudziestym
czwartym a dwudziestym piątym sierpnia, dokładnie w przed tydzień powrotu do
szkoły, miała bardzo dziwny sen. Był to jej pierwszy sen, który był tak
wyrazisty, a jedyny, z którego zapamiętała każdy szczegół...
Szła ciemnym korytarzem. Nie widziała nic, prócz ciemności. Po kilku
sekundach spaceru, jakieś kilkadziesiąt metrów od siebie, ujrzała świetlistą
postać kobiety.
Ubrana w błękitną sukienkę do kolan, uśmiechała się szeroko. Czarne,
kręcone włosy opadały jej bujnie na twarz, na których gdzieniegdzie można było
dostrzec siwe pasemka. Niebieskie oczy świetliły się blaskiem.
- Mama? – wymamrotała dziewczyna. Jean Masen
uśmiechnęła się szerzej, kiwając głową. – Mama! – Hermiona podbiegła do kobiety
i rzuciła się jej w ramiona.
- Moja malutka córeczka – załkała do jej ucha Jean. –
Tak bardzo przepraszam. Tak bardzo, że musisz tyle przeze mnie cierpieć. Gdybym
była bardziej odważna... To wszystko potoczyłoby się inaczej – wyszeptała,
spojrzawszy w jej oczy.
- Tęsknię za tobą – wyjąkała Hermiona. Jean pogładziła
ją łagodnie po policzku.
- Ja za tobą też, kochanie. Ale już niedługo
znajdziesz tego, który całe twoje cierpienie ci wynagrodzi...
~*~
Wpatrywała się nieprzytomnie w sufit. Życie
straciło większy sens. Straciła wszystko, prawdziwego ojca, przyjaciela...
Kolory nabrały czarno-białego odcienia. Znienawidziła mroczną stronę całym
sercem.
To już jutro. Wróci do szkoły. Nie mogła się doczekać rozstania z zwyrodniałym
ojcem. Westchnęła ciężko, gdy usłyszała trzask otwieranych się drzwi. Pewnie
Voldemort...
- Plugawa!
Głos ciotki Bellatriks rozniósł się echem po pokoju. Hermiona nie
odezwała się, dalej wpatrując się w sufit. Śmierciożerczyni próbowała popisać się
przed Czarnym Panem.
Gdyby go nie było, z pewnością, dalej traktowałaby Riddle’ównę tak samo
dobrze jak kiedyś.
- Spakowałaś się już? – usłyszała jej głos.
- Jeszcze nie – mruknęła dziewczyna, wpierając się na
łokciach. – Zaraz to zrobię – dodała.
- Mam nadzieję, bo jak nie to inaczej porozmawiamy –
warknęła Bella. Hermiona uniosła brwi i spojrzała na kobietę.
- Grozisz mi? Nie jesteś moją matką, aby mi rozkazywać
– wycedziła Riddle, a w niej zagotowało się. Ciotka za dużo sobie pozwala.
- Jak śmiesz? – wymamrotała przez zaciśnięte zęby
Lestrange.
- Śmiem, bo nie masz do mnie żadnych praw – odparła
Hermiona, podnosząc się z łóżka i podeszła do kufra stojącego na parapecie
wrzucając do niego kolejne to przybory szkolne.
- Wychowałam cię – usłyszała za sobą.
- I mam ci być za to wdzięczna? Gdy teraz traktujesz
mnie tak samo jak inni śmierciożercy i ojciec? Gdyby ci nie kazał się mną zająć
przed laty z pewnością byś tego nie zrobiła – wycedziła Riddle, nie odwracając
się.
- Tego już za wiele! Crucio!
Strumień zielonego światła ugodził dziewczynę w plecy. Krzyknęła z bólu
i upadła na podłogę. Ten znajomy ból znów wrócił do niej ze zdwojoną siłą.
Bellatriks, nie przerywając tortur, podeszła do niej i wycedziła.
- Zaczynasz robić się tak samo przemądrzała jak Jean.
Wierz mi, że szybko z ciebie te cechy wypaczymy – warknęła.
Kolejna porcja bólu przeszła przez ciało Riddle’ówny, lecz tym razem z
jeszcze większą siłą...
~*~
Szli w ciszy przez zatłoczony mugolski dworzec
King's Cross.
Ciotka Narcyza nerwowo rozglądała się, a Draco kroczył koło niej
wlepiając wzrok w ziemię.
Hermiona, odkąd zobaczyli się w Malfoy Manor kilka godzin temu, nie
odezwała się do niego ani słowem. Brzydziła się go. Brzydziła i znienawidziła
za to co zrobił. Blondyn nawet nie nalegał na rozmowy. W ogóle się nie odzywał.
Tylko czasem, gdy matka o coś go zapytała.
Dziewczyna westchnęła cicho i spojrzała przed siebie. Już niedługo
będzie w Hogwarcie... W końcu zazna spokoju. Tylko na to czekała. Tylko czekała
na uwolnienie się w końcu od wszystkich śmierciożerców, mrocznej strony, a
szczególnie ojca... Było jednak małe, drobne ''ale'', które ciążyło na niej
nieprzyjemnie. Misja, jaką Voldemort jej powierzył, kuła ją w serce boleśnie...
CDN.
To jest po prostu świetne. O ile na początku byłam nastawiona dość sceptycznie, to teraz jestem bardzo zadowolona.
OdpowiedzUsuńLubię mroczne klimaty...