10/01/2021

Wiedzcie, że jestem tu nadal. Dziś już dwudziestopięcioletnia mężatka. Wiele lat temu zwyczajnie się zablokowałam i przestałam pisać. Ale wciąż jestem. Przepraszam i dziękuję Wam za wszystko. ❤
Oto piosenka, która tak bardzo kojarzy mi się dziś z HRP.
Agnes - One Last Time

Rozdział 17 - Matczyny dar


~*~






Są tajemnice, które łączą, 
są jednak i takie, 
które w wypadku klęski na zawsze – dzielą.

 Gustaw Herling-Grudziński




  Patrzyła na dyrektora zdezorientowana. 
  - Jak to? – spytała cicho, a na jej skórze pojawiła się gęsia skórka. 
  - W sumie, powinienem to zrobić już dawno, ale po tym, co zobaczyłem na korytarzu, uznałem, że nie mogę dłużej czekać – odpowiedział spokojnie i po chwili wyjął z najgłębszych zakątków szafy tajemniczy dokument. Gęsia skórka przeszyła ją jeszcze bardziej, gdy przypomniała sobie wydarzenie, o którym wspomniał Dumbledore. 
  Po chwili mężczyzna zasiadł ponownie w fotelu. 
  - Uważam, że powinnaś to przeczytać – powiedział w końcu, wyciągając w jej stronę pergamin. – Jest bardzo stary. Proszę, uważaj – dodał łagodnie. 
  Wyciągnęła drżącą dłoń i przejęła zabytek. Miała wrażenie, jakby kruszył się pod jej palcami, ale nic takiego się nie stało. Zgodnie z prośbą nauczyciela, delikatnie obróciła go w swoją stronę. 
  Zadrżała, zauważając nieznane sobie pismo.

Hogwart, 1 września 1981r.

                        Z dniem dzisiejszym ja, Jean Catherine Masen, mianuję swojego wieloletniego przyjaciela Albusa Percivala Wulfryka Braiana Dumbledore’a ojcem chrzestnym mojej, obecnie dziewięciomiesięcznej, córki Hermiony Meropy Riddle urodzonej 24 grudnia 1980 roku w Little Hangleton. 
                        Tym samym oznajmiam, iż w przypadku, w którym w przyszłości mojej córce będzie groziło niebezpieczeństwo, w jakiejkolwiek formie, pod opieką jej opiekunów bądź wyraźnie nie będzie wyrażała chęci przebywania pod ich pieczą, daję prawo oraz wyrażam całkowitą zgodę wyżej wspomnianemu do ubiegania się o pełną oraz prawną opiekę nad nią.

                                                                       Z poważaniem,

                                                                Jean Catherine Masen

  Hermiona Meropa Riddle z łzami w oczach patrzyła na dokument podpisany przez jej matkę. Świadomość, że jej dłoń kiedyś dotykała tego pergaminu niezwykle na nią podziałała. Litera „J” przy imieniu Jean była najbardziej zamaszysta, podobnie jak przy piśmie Hermiony. 
  Podniosła wzrok i spojrzała wprost w niebieskie oczy Albusa Dumbledore’a. Nie widziała w nich nic prócz ciekawości. Zapewne zastanawiał się nad jej reakcją.
Po chwili delikatnie odłożyła dokument na biurko. Musiała poukładać myśli. Mama zapewne przeczuwała, że zostało jej już niewiele życia, że Voldemort w końcu ją zabije…
  - Umarła kilka tygodni potem – szepnął Dumbledore, po czym machnięciem różdżki spowodował, że papier znów wylądował w szafie. – Próbowałem ją zatrzymać, proponowałem schronienie. Za bardzo bała się Toma. Był moment, że chciała cię tu zostawić, a wrócić sama. Prawie się jej to udało, ale ostatecznie stchórzyła. Nie chciała się z tobą rozstawiać. Była przekonana, że jeśli Voldemort nawet coś jej zrobi, to nie skrzywdzi ciebie – dodał, składając ręce jak do modlitwy.
  - W sumie, nie pomyliła się – odparła Hermiona, a język utkwił jej w gardle. Rozmowa o Jean niezwykle na nią podziałała. Ostatni raz rozmawiała na ten temat z… Voldemortem. 
  - Jej życie ją nie obchodziło. Najważniejsza byłaś ty – rzekł dyrektor. – Tom traktował cię kiedyś jak oczko w głowie. Wierzył, że wychowa cię na potężną czarownicę, która pomoże mu zdobyć świat. Jean mieszał z błotem. To dlatego tak uparcie twierdziła, że nie będzie on w stanie zrobić ci krzywdy, jeśli ona zabierze cię tam z powrotem. Oczywiście, nie wierzyła w to do końca. Stąd dokument, który ci pokazałem. 
  Riddle wpatrywała się nieprzytomnie w ziemię, układając myśli.
  - Chce pan to zrobić? To do czego dała panu prawo? – szepnęła, unosząc wzrok. W sumie, było to spełnienie jej marzeń. Przestać być już zależną od rodziny Malfoy’ów tylko znaleźć się pod opieką dyrektora Hogwartu. Nie musiałaby już tam wracać, nigdy więcej.
  - Chciałbym, ale nie zrobię niczego bez twojej wyraźnej zgody – powiedział spokojnie. – Myślę, że już masz tyle lat, aby móc dać ci prawo do własnego decydowania o niektórych sprawach – dodał.
  Nie chciała popełnić błędu swojej matki. Musiała być odważniejsza. Jeśli znów tam wróci, a Voldemort będzie już wiedział o tym, że przeszła duchem na stronę Dumbledore’a, prędzej czy później ją zabije. Tu chodziło o jej własne bezpieczeństwo. 
  - Nie popełnię błędu mamy. Nie wrócę tam – rzekła cicho, ale zdecydowanie. Poczuła jak kąciki ust dyrektora unoszą się ku górze. - Czy w związku z tym muszę się gdzieś podpisać? – spytała po chwili, zastanawiając się co jeszcze może powiedzieć. 
  Starzec zachichotał. 
  - Nie. Za to ja muszę w związku z tym pojechać do Ministerstwa i złożyć odpowiedni wniosek – odparł. 
  - Rozumiem – szepnęła zmieszana. Co jeszcze mogłaby powiedzieć? Dowiedziała się już bardzo wiele, a myśli same kręciły się po głowie. Zbyt wiele wrażeń jak na jeden dzień. – Profesorze…  - zaczęła po chwili. 
  - Tak? 
  Podniosła wzrok i spojrzała znów na dyrektora, który patrzył na nią wyczekująco. 
  - Dlaczego nie powiedział mi pan tego wszystkiego wcześniej? Dlaczego dopiero teraz? – spytała, a w jej głosie dało się dosłyszeć nutę wyrzutu. 
  Starzec westchnął. 
  - A powiedz mi, jakbyś zareagowała, gdybym powiedział ci to jeszcze kilka miesięcy temu? Nie pamiętasz swojej reakcji, gdy po powrocie Toma prosiłem, abyś przeszła na naszą stronę?  - zapytał. 
  Miał rację. Wyśmiała go, a co byłoby, gdyby jeszcze dodał, że jest jej ojcem chrzestnym? Ona sama jeszcze niedawno uważała swoją matkę za zdrajczynię krwi, gdy Voldemort powiedział jej, że popierała Dumbledore’a, a teraz czuła do siebie obrzydzenie z tego powodu. Jak śmiała tak w ogóle pomyśleć?
  - Przepraszam – powiedziała ze wstydem. 
  - To ja powinienem to zrobić, a nie ty. Miałaś wtedy swoje życie, byłaś w nim szczęśliwa. Nie chciałem tego niszczyć – powiedział. – Wierz mi, Hermiono, że naprawdę próbowałem cię stamtąd zabrać, gdy byłaś młodsza. Od samego upadku Toma. Jednak zbyt dobrze cię chroniono. Zostawił cię pod opieką Bellatriks, a ona dałaby się zabić, aby wypełnić jego wolę i zapewnić ci bezpieczeństwo. Do tego, po jej stronie stanęła cała reszta najwierniejszych śmierciożerców. Nie sposób było się przez nich przebić. Poddałem się, gdy skończyłaś pięć lat – dodał, spuszczając wzrok.
  Wpatrywała się w niego nieprzytomnie, a jej przypomniała się cała seria snów, które nawiedzały ją ostatnio coraz częściej. Młodsza ciotka Bellatriks, śmierciożercy, aurorzy, krzyki Ona jest nasza!, zaklęcia… Wszystko powoli układało się w jedną całość. 
  O tylu rzeczach do tej pory nie wiedziała, a była pewna, że nie wie jeszcze o wielu. Kim tak naprawdę była? Kim byli jej najbliżsi? Sama już nie wiedziała. 
  - No, ale myślę jednak, że dowiedziałaś się dziś już zbyt wiele i powinnaś najpierw to wszystko przemyśleć – rzekł w końcu Dumbledore, klaszcząc w dłonie i podnosząc się z fotela.
  Wiedziała, że to znak, aby już iść. Podniosła się z miejsca. 
  - Dziękuję, profesorze – szepnęła w końcu. Nie wiedziała co innego oraz sensownego mogła jeszcze dodać, po tym co usłyszała.
  Dyrektor uśmiechnął się.
  - To ja dziękuję. Nawiasem, proponuję, abyś nie wracała już dziś na zajęcia. Myślę, że najpierw gorąca atmosfera w szkole po wczorajszych wydarzeniach powinna się uspokoić – powiedział. Policzki dziewczyny poczerwieniały. 
  - Słyszał pan już o tym? – spytała cicho, a jej znów przypomniał się Harry. 
  - Nie sposób było o tym nie słyszeć, a szczególnie po tym, co się stało na śniadaniu – odparł. – Na pewno dobrze się czujesz? - zapytał z troską. 
  - Myślę, że tak. Wolę o tym nie myśleć – odparła, uciekając wzrokiem. 
  - Tak, sądzę, że to dobry pomysł. Staraj się to ignorować, a w końcu dadzą spokój. – Starzec puścił do niej oczko, a ona uśmiechnęła się łagodnie. 
  - Przepraszam, profesorze – rzekła nagle ze wstydem, przypominając sobie coś. – Miałam trzymać się od Harry’ego z daleka. Obiecałam kiedyś panu – dodała, spuszczając wzrok.
  Dumbledore nie przestał się uśmiechać. 
  - Jeśli naprawdę ci na nim zależy, walcz o niego – uśmiechnął się ciepło, a ona pobladła. Nie miał nic przeciwko?! Tak po prostu? Poczuła ulgę i napływ nietuzinkowego szczęścia. Chociaż on…
  - Nadal nie mogę mu o niczym powiedzieć, prawda? – spytała cicho.
  - No cóż – zamyślił się. – Myślę, że sam w końcu będę musiał mu o tym powiedzieć, gdyż to ja nie chciałem, aby się o tym dowiedział. Mimo wszystko, jeszcze nie teraz. Poczekajmy na odpowiedni moment. Ty na razie niczym się nie przejmuj – dodał. 
  - Dobrze, rozumiem – odparła. Już miała zamiar kierować się w stronę wyjścia, gdy…
  - Zaczekaj. Pamiętaj, aby przeprosić jutro profesor McGonagall, dobrze? – Znów puścił oko, gdy spojrzała w jego stronę. – Była bardzo na ciebie zdenerwowana. Następnym razem zachowuj się bardziej kulturalnie – dodał. 
  Riddle uśmiechnęła się z rozbawieniem. Miał rację. Nauczycielka wyglądała na bardzo złą. 
  - Dobrze i przepraszam – rzekła. Już była przy drzwiach, gdy znów ją zatrzymał. 
  - I jeszcze jedno! 
  Powstrzymała śmiech i odwróciła się. 
  - Tak? – zapytała. 
  - Jeśli panna Parkinson oraz panna Bulstrode dalej będą ci dokuczać, zorganizuję ci osobne dormitorium.
  Pobladła. 
  - S-skąd pan wie? – szepnęła zaskoczona. 
  Dumbledore tylko kiwnął głową. 
  - Wiem więcej, niż ci się wydaje.

~*~

  Zgodnie z prośbą starca nie wróciła już na zajęcia, tylko zaszyła się w swoim dormitorium. Do powrotu Milicenty oraz Pansy zostało jeszcze sporo czasu, więc mogła wszystko trochę przemyśleć. 
  Czuła, że jej stosunki z Dumbledore’m polepszyły się, a mógł on być dla niej wymarzonym opiekunem. Na pewno znacznie lepszym niż cała rodzina Malfoy’ów razem wzięta. Uważała, że podjęła dobrą decyzję, zgadzając się na to. Nie chciała powtórzyć błędu matki, przez który ona sama zapłaciła życiem.
  Po rozmowie o mamie poczuła smutek. Nigdy nie mogła jej zobaczyć, sprawdzić, co po niej odziedziczyła, powiedzieć, że ją kocha. Wszystko przez podłego Voldemorta, który ją zabił. Po prostu zabił… 
  W oczach Riddle’ówny zaszkliły się łzy. Teraz doskonale wiedziała, co musiał czuć Harry. Jemu jednak Voldemort zabrał obydwoje rodziców... Mimo to, w sumie czuła się podobnie. Tom Marvolo Riddle nie był jej ojcem, jedynie dawcą nasienia. Nikim więcej. Pomyśleć, że kiedyś tak za nim tęskniła. Phi.

~*~

  Listopad mijał, a ona wpadała powoli w jesienną depresję. Ciągle padało, co powodowało pogłębiające się przygnębienie. 
  Sytuacja w szkole powoli uspokajała się, choć nieraz spotykała się jeszcze na korytarzach z wytykaniem palcami. Jednak już tak mocno się tym nie przejmowała, a nawet przywykła. 
  Milicenta i Pansy w ogóle nie rozmawiały z dziewczyną, co było jej zresztą na rękę. Właściwie nikt się do niej nie odzywał, dosłownie nikt.
  Harry za to unikał jej jak ognia i nawet tego nie ukrywał. 

  - Harry, zaczekaj! – zawołała, widząc Pottera wychodzącego z biblioteki. Gdy ją zobaczył natychmiast przyspieszył kroku. – Harry, zaczekaj! Daj mi przeprosić! – krzyczała za nim, ale nic to nie dało. Zniknął po chwili za rogiem korytarza.
  Zatrzymała się, a na jej twarzy wymalował się wyraz rozpaczy. Nie chciał z nią rozmawiać. Teraz zapewne była dla niego głupią, zakochaną w nim, idiotką, która nie dość, że zrobiła mu pośmiewisko przed całą szkołą, to teraz jeszcze śledziła, gdzie się dało.

  Usiadła w fotelu przy kominku z książką do Transmutacji. Musiała pouczyć się do testu, a marnie jej to wychodziło. Nie mogła się nad niczym skupić. 
  Na kanapie obok siedziała Pansy i Draco. Cóż robili? Tak, zgadliście. Osaczyli się niczym dwa węgorze, a teraz młody Malfoy zajmował się całowaniem jej po szyi. Parkinson co chwilę śmiała się perliście. 
  Riddle była pewna, że towarzyszka Draco przygląda się jej z wyższością. Myślała, że Hermionę to ruszało? Tak bardzo się myliła. Owszem, Riddle też chciała tak robić, ale z Harrym. 
  Jak najdalej od wszystkich, tylko ona i on. Daleki azyl. Zamknęła oczy i wyobraziła sobie usta Pottera pieszczące jej skórę. Dostała gęsiej skórki. 
  Dobrze zdawała sobie jednak sprawę z tego, że tak niestety nie będzie. Nie chciał jej, a to tak strasznie bolało. 
  A może powinna wrócić do Malfoy’a? Aby pomógł jej zapomnieć o Potterze? Aby dopiec głupiemu mopsowi?
  Bez sensu. I tak nie byłaby z nim szczęśliwa. 
  Westchnęła ciężko.

~*~

  Odetchnął i ze zrezygnowaniem zamknął książkę od Transmutacji. Musiał uczyć się do testu, a w ogóle nie mógł się skupić. Niestety jego myśli wciąż krążyły wokół jednej osoby. 
  - Wszystko gotowe, Harry! – W opustoszałym Pokoju Wspólnym Gryfonów pojawiła się Ginny Weasley ze zwojem pergaminu. 
  - Co znów nam niesiesz? – jęknął Ron, który siedział wraz z przyjacielem przy kominku. 
  Ginny skarciła go wzrokiem i usiadła między nimi. 
  - Mam już kompletną listę GD. Zobaczcie. – Uśmiechnęła się z dumą, wskazując im pergamin, na którym widniało ponad dwadzieścia nazwisk. – Jutro pierwsze spotkanie. Będzie super!
  Harry mimowolnie uśmiechnął się. Pomysł wypalił. Sam nie spodziewał się, że aż tyle osób zgłosi chęć wstąpienia w ich szalony pomysł. 
  - Właściwie spodziewałam się, że zastanę na tej liście jeszcze Riddle, ale chyba raczej nie? – zapytała, przyglądając się to jednemu, to drugiemu. 
  Jego uśmiech natychmiast zgasł. Wspomnienie o Hermionie Riddle było jak ostry sztylet prosto w serce. Sam nie wiedział, o co mu właściwie chodziło. Po prostu nie chciał o niej słyszeć i tyle. Może po tych wszystkich ostatnich wydarzeniach, po jej dziwnym zachowaniu, po tym co powiedział mu Malfoy… Jeśli rzeczywiście był tylko marionetką w jej rękach, by mogła się pozbierać po rozstaniu z blondynem? Nie wiedział, czy ma mu wierzyć, czy nie, ale niechęć do niej zebrała się w nim sama z siebie.  
  Jednak gdy przypomniał sobie, co wykrzyczała mu w Sali Wyjściowej, miał ochotę na tylko jedno. Aby podejść do niej, wtulić twarz w puszyste, lśniące loki, móc zatracać się w ich odurzająco-słodkim zapachu i szepnąć to samo. Poczuł gęsią skórkę na wyobrażanie sobie tej sceny.
  Mimo wszystko, po tym wszystkim obecność Hermiony zaczęła go onieśmielać. Nie mógł pozbierać myśli i, gdy nieraz prowokowała go do rozmów, po prostu uciekał… Z jednej strony był za to na siebie wściekły, a z drugiej nie widział innego wyjścia.
  Gdyby to było mniej skomplikowane…
  - Zamknij się, Ginny. To temat tabu – syknął nagle Weasley, gdy wzrok Harry’ego na kolejne kilkanaście sekund utkwił w płomieniach ognia w kominku. 
  - Dobra, dobra. Przepraszam. – Rudowłosa wywróciła oczami.
  - Nie szkodzi. – Potter wyrwał się z transu i spojrzał na nich. – Idę spać. Dobranoc – dodał i po chwili zniknął za drzwiami dormitorium. 
  Weasley westchnął ciężko. 
  - Zawsze jeszcze ma Cho, nie? Ostatnio coraz częściej na niego patrzy – rzekł do siostry, a po chwili obydwoje zaśmiali się i pozbierali książki, po czym rozeszli do swoich sypialni. 

CDN.

3 komentarze:

  1. Cho?? Phi. No moze dla nie ktorych fajna, ale ja jej tam nie lubie... I to nie dlatego ze Harry sie zakochal, tylko tak po prostu...

    OdpowiedzUsuń
  2. Potwierdzam anonimka z góry. A tak wgl. to super rozdział. Tylko dlaczego im się nie może wreszcie poukładać TT.TT

    OdpowiedzUsuń
  3. CHO?! Błagam cię, tylko nie ona! Nienawidzę jej całym sercem

    OdpowiedzUsuń

Copyright @ 2010-2013

Szablon został wykonany przez Empatię na potrzeby bloga www.hermione-riddle-potter.blogspot.com. Treści wszystkich postów oraz zakładek są autorstwa Alex, a także jej całkowitą własnością. Za wszelkiego rodzaju plagiaty lub kopiowanie pomysłów bez uprzedniej zgody autora będą wyciągane wszelkie możliwe konsekwencje.