~*~
Każde głębsze
uczucie prowadzi do cierpienia.
Miłość bez cierpienia nie jest miłością.
- ks. Jan Twardowski
- Nie chcę, aby mnie kusiło.
Patrzyła na niego zdezorientowana. Nie chciał się zbliżać do niej w taki
sposób? Ale dlaczego? Przecież wszystko było wcześniej w porządku.
- Nie rozumiem - wychrypiała w końcu.
- Nie jesteśmy po prostu dla siebie stworzeni – wymamrotał, spuszczając
wzrok.
Cios prosto w serce. Jak to?! Domyślił się, że coś do niego czuje? Jej
usta zadrżały, a ona sama pobladła jeszcze bardziej niż zwykle.
- Nie chcesz mnie? Dlaczego? – wymsknęło się jej. Łzy same zaszkliły się
w niebieskich tęczówkach. – Odpowiedz – jęknęła, a opuszki jej palców
mimowolnie zaczęły łagodnie głaskać rozgrzany policzek chłopaka.
- Przestań! – jęknął z bólem, odsuwając jej rękę. Kolejny cios.
- Harry, ale o co chodzi? Nadal nie rozumiem! – szepnęła, chcąc
przybliżyć się do niego, gdy złapał ją za nadgarstki na wysokości swoich
ramion. – Chcesz zostawić mnie samą? Mam tylko ciebie! – poskarżyła się.
- Bo Malfoy cię zostawił! Gdyby tego nie zrobił, to pewnie byś teraz
siedziała i miziała się z nim w wieży Ślizgonów! A mnie nadal uważała za
plugawego mieszańca! – wykrzyczał nagle, odpychając ją od siebie zdecydowanie.
Tego było już za wiele. Co on w ogóle wygadywał? I co do tego miał
Draco? Rozpłakała się.
- O co ci chodzi? Co do tego ma Malfoy?! I kto ci nagadał, że to on mnie
zostawił?! To ja go rzuciłam, bo nigdy nic do niego nie czułam, a on podle się
mnie wyparł przed…! – urwała. Jeszcze chwila, a powiedziałaby kilka słów za
dużo.
Harry dyszał ciężko. Był zły. Widać to było na kilometr. Słowa plątały
się jej same. Nie wiedziała, co ma mówić, ale była równie zła, co jej
towarzysz.
Czas postawić sprawę jasno, nieważne jakim kosztem.
- Chcesz wiedzieć, dlaczego Lucjusz Malfoy nazwał mnie plugawą
zdrajczynią?! Czemu wrócił tak wściekły do Hogwartu, by mnie stąd zabrać?!
Dobrze, oświecę cię! – wykrzyczała z żalem do czarnowłosego, którego uniósł
wzrok. – Powiedziałam mu, że cię kocham! Że wypieram się całej rodziny
Malfoy’ów i wszystkiego, co z nimi związane! Że nie wrócę na Gwiazdkę, bo chcę
ją spędzić z tobą! Że zakochałam się po raz pierwszy w życiu! Zakochałam w
tobie! – ryknęła histerycznie.
Uczniowie, którzy zaczęli zbierać się w Sali Wyjściowej, zamarli,
wpatrując w nich, ale ona wcale nie zwracała na to uwagi. Teraz liczył się
tylko Potter, który wpatrywał się w nią osłupiały.
- Zaskoczony?! A teraz ty mi mówisz, że nie jesteśmy dla siebie
stworzeni?! Odebrałam to tak, jakbyś naprawdę chciał zakończyć naszą znajomość!
Jeśli nie czujesz do mnie tego samego, co ja do ciebie, po prostu mi to
powiedz! Będzie mi łatwiej! – wykrzyczała, kończąc uroczy monolog.
Gdy dosłyszała szmer szeptów uczniów zebranych naokoło, dopiero dotarło
do niej, co tak naprawdę się stało. Wyznała miłość Harry’emu Potterowi.
To dopiero będzie temat do plotek. Jej policzki poczerwieniały, po raz pierwszy
w życiu.
- C-co proszę? – Usłyszała drżący głos za sobą.
Odwróciła się powoli i ujrzała otępiałego Dracona Malfoy’a w
towarzystwie chichoczącej Pansy, Milicenty oraz Crabbe’a i Goyle’a.
- Zakochałaś się w Potterze? To chyba żart – szepnął po chwili. Nigdy
nie widziała go tak zaskoczonego.
- Już on lepszy od ciebie – odgryzła mu się złośliwie. Na jego
policzkach pojawiły się dwa rumieńce złości.
Chcąc odizolować cię od tej podłej atmosfery, tamując kolejne łzy, po
prostu odeszła. Stchórzyła. Nie chciała dalej znosić spojrzeń zebranych
uczniów, Dracona, a tym bardziej Harry’ego.
Nie chciał jej. Po prostu nie chciał. Jej serce rozdarło się na dwie
części. Nadzieja na lepsze jutro rozprysła się na zawsze.
Zniknęła za rogiem korytarza.
~*~
W Sali Wyjściowej nadal panowała cisza. Wszyscy wpatrywali się teraz to
w Dracona, to w Harry’ego, którzy nadal stali osłupiali.
- Och, Draco, nie przejmuj się nią! – pisnęła nagle Pansy Parkinson,
wyskakując z tłumu. – Ona nie zasługuje na ciebie! A już tym bardziej, jeśli
naprawdę pokochała Pottera! – szepnęła, uwieszając się na jego ramieniu.
- Zostaw mnie! – mruknął Malfoy, odpychając dziewczynę, której zrzedła
mina. – Po prostu nie mogę w to uwierzyć – wymamrotał, gubiąc wzrok gdzieś na
ziemi.
- Witaj w klubie – rzekł w końcu Harry, przypatrując się sufitowi.
Blondyn rzucił mu wściekłe spojrzenie, a na jego policzkach na powrót
pojawiły się rumieńce.
- Popamiętasz mnie jeszcze, Potter. Zapamiętaj sobie jedno, a mianowicie
to, że Hermiona Meropa Riddle zawsze i na zawsze będzie należeć tylko do mnie –
wycedził, a po chwili zniknął za tłumem uczniów.
~*~
Opadła na poduszkę i zamknęła oczy. Cios, który zadał jej bliznowaty,
był nie do wytrzymania. Fizyczny ból w klatce piersiowej rozdzierał od środka.
Szlochając cicho, skuliła się w kłębek i wtuliła rozgrzany od łez
policzek w poduszkę. Gdyby to mogła być pierś Harry’ego…
Wstyd, kompletny wstyd. Nie dość, że Potter złamał jej serce, to jeszcze
skompromitowała się przed całą szkołą.
Drżała od płaczu, co chwila wciągając powietrze. Połykała teraz każdą
swoją łzę miłości. Zranionej miłości, którą darzyła Pottera. Wyparła się
wszystkiego. Ojca, wuja, ciotki, ciemnej strony, byleby móc się z nim
przyjaźnić, a on tak ją potraktował… Tak bardzo go kochała. Sytuacja w
Sali Wyjściowej jeszcze bardziej umocniła ją w tym przekonaniu.
Zanim zdążyła znów zaciągnąć się płaczem, usłyszała szczęk zamka i głosy
Milicenty oraz Pansy.
- No, no! Pewnie Riddle schowała się w dormitorium, aby odreagować!
Hermiona zacisnęła zęby, byleby zignorować komentarz koleżanek. Będzie
teraz musiała znosić te dwie jędze.
- A nie mówiłam! Jest tutaj! – zawołała nagle Milicenta.
Zacisnęła znów wargi i ukryła twarz w poduszce, byleby nie musieć
patrzeć na swoje współlokatorki.
- Jak tam twój nowy chłopak, Riddle? – dogryzła się nagle Pansy.
Słyszała jej głos z oddali.
- Wal się, Parkinson – wycedziła dosłyszalnie.
- Uuu, jaka niemiła. Potter był nieźle skołowany, choć wcale mu się nie
dziwię. Ja też bym się załamała, gdyby taka poczwara wyznała mi miłość –
zakpiła.
Tego było już za wiele. Wiedziała, że Parkinson robi to specjalnie, aby
jeszcze bardziej ją zdołować.
Podniosła się z łóżka i spojrzała prosto w oczy przeciwniczce.
Dziewczyna o twarzy mopsa, na początku trochę zaskoczona tym nagłym
wystąpieniem, uniosła brew i popatrzyła na nią z politowaniem.
- Próbujesz na mnie odreagować to, że Draco cię nie chce? Przykro mi,
ale to MOJA sprawa, co powiedziałam Harry’emu i czy go kocham, czy nie! –
wykrzyczała prosto w twarz Ślizgonki.
Pansy popatrzyła na nią oburzona.
- Draco mnie pragnie – wycedziła przez zęby.
- Chyba tylko wtedy, gdy nie ma się z kim przelizać! – mruknęła ze
złością Riddle, wymijając ją i po chwili z przerażeniem spojrzała na swoje
odbicie w lustrze. Miała rozmazany makijaż, a sama wyglądała jeszcze gorzej niż
normalnie. Jej serce dalej łopotało wściekle. Miała dosyć tej całej szopki.
Wiedziała, że teraz Pansy zapewne kipi ze złości. Niebieskooka
uśmiechnęła się kpiąco przez łzy. Parkinson właściwie była w podobnej sytuacji,
co ona. Jej też nie chciał chłopak, którego kochała.
Nagle ciszę w pokoju przeszył krzyk jej przeciwniczki.
- Szmata!
Przyjaciółka Dracona wyszła z dormitorium, trzaskając drzwiami.
~*~
Połykając łzy, biegła jednym z korytarzy. Dzień po wydarzeniu w Sali
Wyjściowej, najciszej jak się da, chciała wybrać się na śniadanie, a to, co
zastała w Wielkiej Sali, wbiło kolejną szpilkę w jej złamanym sercu.
Wszyscy w jadalni wybuchli śmiechem, a wielu z nich zaczęło wytykać
palcami. Nawet Gryfoni… Nie potrafiła znieść takiego upokorzenia.
Wbiegła do nieczynnej toalety i zamknęła się w jednej z kabin. Czuła jak
drży, a na jej skórze pojawia się gęsia skórka. Osunęła się na podłogę i
rozpłakała całkiem. Teraz nie mogła nawet pojawić się wśród ludzi. Traktowali
ją jak odmieńca, a po tym co powiedziała wczoraj… Wszystko się waliło. Już cała
szkoła o tym wiedziała, nawet Dumbledore.
Przełknęła ślinę. Co powiedziałby na to dyrektor? Tyle razy prosił ją,
aby trzymała się od Pottera z daleka, a teraz? Dowiaduje się, że się w nim
zakochała.
Zadzwonił dzwonek na pierwszą lekcję, a ona nawet nie myślała, aby stamtąd
wyjść. Nie pójdzie tam, tym bardziej, że pierwszą mieli Transmutację z
Gryfonami. Z Harrym… O nie, nie! Nigdzie nie pójdzie!
Spędziła tam kolejne kilkanaście minut. Czas mijał, a jej płacz
uspokajał się. Musiała się pogodzić się z losem. Harry jej nie chciał, a w
szkole była pośmiewiskiem.
Otworzyła oczy, gdy zauważyła coś dziwnego. Tuż pod drzwiami kabiny, w
niewielkiej szparze, pojawił się koci nos. Wystraszona tym zjawiskiem przywarła
do ściany mocniej. Nagle kot zamiauczał. Pani Norris!
- Czy ktoś tu jest, kochana? – Usłyszała nagle przeszywający głos
woźnego Filcha. Zamarła. O nie! Nie mógł się dowiedzieć, że tu jest!
Najciszej jak potrafiła, podniosła się do pozycji stojącej. Słyszała oddech
Filcha zza drzwiami kabiny. Musi szybko stanąć na toalecie, żeby nie zobaczył
jej stóp.
Było za późno, gdy w końcu się to jej udało. Zapomniała zablokować
drzwi! Nie zdążyła już tego zrobić, bo otworzyły się one z hukiem.
Stary Argus Filch patrzył na nią wściekle, a jego policzki
poczerwieniały. Tak strasznie go nienawidziła, tak strasznie!
- Riddle! – wykrzyczał, a ona zamarła, stojąc nadal na muszli
klozetowej. – Rozkapryszona uciekinierko, powinnaś być w klasie!
Złapał ją z całej siły za ucho i pociągnął tak, że omal upadła na kolana
na podłogę. W ostatniej chwili złapała równowagę i stanęła na posadzce o
własnych siłach.
- Jaką lekcję powinnaś mieć teraz?! Gadaj! – syknął, ściskając ją za
ucho mocniej, że zasyczała z bólu.
- Transmutację. Nie pójdę tam! – jęknęła, wiedząc, po co woźnemu ta
informacja.
- Idziemy! – fuknął rozeźlony.
~*~
- Profesor McGongall, znalazłem uciekinierkę z pani klasy – rzekł Filch
do kogoś, poprzez drzwi klasy od Transmutacji. Nie! Ona tam nie pójdzie!
Nie!
Już zaczęła szarpać się z Filchem, aby uciec z tego miejsca, gdy z całej
siły wepchnął ją do pomieszczenia.
Wybuchły brawa i śmiechy. Zamknęła oczy, aby tego nie obserwować.
Wiedziała, czym były spowodowane. Hamowała łzy, ale niewiele to dało.
- Riddle, jak tam Potter?!
- Riddle, daj autograf!
- Riddle, mnie też pokochasz?!
Miała dość tego upokarzania. Zasłoniła twarz rękoma, jakby to miało
pomóc, ale raczej nie dało to skutku.
- Znalazłem ją w nieczynnej toalecie – rzekł donośnie i z dumą Filch,
przekrzykując głosy uczniów.
- Rozumiem, dziękuję – rzekła nagle profesor McGonagall. – A wy, cisza!
– krzyknęła głośno, uspokajając klasę. – Proszę się nie ukrywać.
Było to na pewno skierowane do niej. Wiedziała, że musi posłuchać nauczycielki,
bo inaczej będzie miała kłopoty. Wiedziała też, że gdzieś tam siedział Harry i
z pewnością palił się ze wstydu. Przez nią…
Uniosła głowę i spojrzała na kobietę, siedzącą za biurkiem. W klasie
znów wybuchły gwizdy, ale nauczycielka znów szybko je uciszyła.
- Dlaczego nie przyszłaś na zajęcia o czasie? – zapytała spokojnie.
Hermiona uniosła oczy i rzekła ochryple:
- Reakcja klasy mówi chyba sama za siebie.
Czarownica spojrzała krzywo na uczniów, którzy nadal chichotali w swoich
ławkach.
- Widziałaś Pottera? Też nie pojawił się na lekcji, a Weasley milczy.
Zamarła, a jej serce przyspieszyło biciem. Harry też nie przyszedł na
lekcje? W sumie, wcale mu się nie dziwiła. Zrobiła mu wstyd przed całą szkołą.
Miała poczucie winy. Przez nią nie będzie mógł normalnie pojawiać się na
zajęciach. Nie dość, że nikt mu nie wierzy, co do powrotu Voldemorta i
wyśmiewają się z niego, to jeszcze ona doprawiła mu czegoś takiego.
Spojrzała kątem oka na Rona, który siedział w pierwszej ławce. Nie patrzył
na nią, tylko uporczywie wpatrywał się w książkę. Jaki on teraz miał do niej
stosunek, po tym co się stało?
- Pewnie razem schowali się w tej toalecie, ale Potter zdążył uciec! –
zaśmiał się ktoś z tyłu. Znów wybuchł śmiech.
- Jeszcze słowo, a odejmę Gryfonom punkty, Finnigan! – syknęła
McGonagall w stronę Seamusa, który natychmiast umilkł, a ona znów spojrzała na
Hermionę wyczekująco. – Więc, Riddle?
- Nie wiem, nie widziałam go – szepnęła cicho.
- Czy mam go poszukać, pani profesor? – spytał nagle Filch, który
najwyraźniej dalej stał za nią.
- Byłabym wdzięczna, panie Filch. Zapewne gdzieś się schował – rzekła
nauczycielka do woźnego. Ten tylko kiwnął głową i dumnie wymaszerował z klasy
wraz ze swoją kotką.
- Dobrze, panno Riddle – zaczęła zastępczyni dyrektora, gdy zostali
sami. – Teraz doprowadzisz się do porządku i pójdziesz do dyrektora – dodała.
Riddle zbladła. Ma iść do Dumbledore’a?! Przecież tylko uciekła z zajęć.
Jeszcze rozmowy z nim brakowało. Żeby znów uciekał od wszystkich jej pytań?
Oszukiwał ją tyle lat, a teraz ma tak po prostu pójść do niego na pogawędkę?
Zabawne.
- Nigdzie nie idę – rzekła stanowczo. McGongall spojrzała na nią
zaskoczona.
- Jeszcze słowo sprzeciwu, a zaprowadzę cię tam siłę. Chyba tego nie
chcesz, prawda?
- Nigdzie nie idę.
~*~
- Uciekła z lekcji, a potem jeszcze, gdy pan Filch siłą ją
przyprowadził, odmówiła przyjścia do ciebie, Albusie. Użerałam się z nią przez
całą drogę tutaj – rzekła Minerwa McGonagall, stając tuż obok biurka, przy
którym siedział Albus Dumbledore.
Hermionę usadziła w fotelu na przeciwko, a sama niebieskooka poczuła się
jak na jakimś przesłuchaniu. Tuż naprzeciw niej siedział jej ojciec chrzestny,
a obok niego stała opiekunka Gryfonów. Nawet nie chciała na nich patrzeć. Żal
rozdzierał ją od środka.
Czuła, jak starzec ją obserwuje, ale unikała tego wzroku.
- Może coś powiesz, Riddle? – syknęła McGongall, której z pewnością
dziewczyna podniosła ciśnienie. Nauczycielka wyciągnęła ją z klasy siłą.
Brązowowłosa nadal milczała. Nie odezwie się ani słowem, nigdy...
Dumbledore nadal nic nie mówił, patrząc na nią spokojnie.
- Może powinniśmy wezwać Severusa? – zaproponowała w końcu dyrektorowi,
podirytowana zachowaniem uczennicy, nauczycielka.
- Myślę, że nie będzie on nam potrzebny – odparł mężczyzna.
- To co mamy z nią zrobić? Rozumiem, że po szkole zaczęły chodzić głupie
plotki na temat jej i Pottera, ale to nie usprawiedliwia jej karygodnego
zachowania – rzekła McGonagall.
Nadal czuła, jak Dumbledore bacznie się jej przygląda, jakby
prześwietlał ją wzrokiem. Ciągle na nich nie patrzyła. Bardziej interesował ją
feniks Faweks, który siedział na prążku obok biurka dyrektora. Był z pewnością
o wiele bardziej interesujący niż Minerwa i Albus.
- Czy mogłabyś zostawić mnie i pannę Riddle samych, Minerwo? – Usłyszała
pytanie dyrektora, a jej ścierpła skóra. Ma zostać z nim sama?! Ciekawe, o czym
zamierza z nią rozmawiać bez McGonagall, bo chyba nie o ucieczce z zajęć!
- Dobrze, Albusie – powiedziała kobieta.
- Ja też chcę już iść – odezwała w tym samym momencie nastolatka,
przyciągając wzrok dorosłych.
- Nie, ty zostaniesz – rzekł spokojnie starzec i popatrzył wyczekująco
na nauczycielkę Transmutacji. Ta kiwnęła tylko głową i opuściła gabinet.
Riddle wiedziała, że jest na przegranej pozycji. Czekała ją rozmowa z
dyrektorem, ale nawet nie wiedziała jak może ona wyglądać. Co zamierzał jej
powiedzieć? Dać kazanie na temat dobrego zachowania w klasie oraz o tym, że
uciekanie z zajęć jest złe? Bardzo wątpliwe.
Zapadła cisza, a ona dalej nie odzywała się. Była pewna, że mężczyzna
się jej przygląda, ale nie chciała na niego patrzeć. Nie była jeszcze na to
gotowa. W jej sercu znów zamieszał się żal do dyrektora.
Dumbledore odchrząknął w końcu i rzekł:
- Profesor McGongall nie była zadowolona twoich zachowaniem.
Hermiona uniosła wzrok i popatrzyła na niego z politowaniem. Szybkie
spostrzeżenie.
- Wiem – mruknęła w końcu.
- Dlaczego nie chciałaś do mnie przyjść sama, tylko profesor McGonagall
musiała przyprowadzić cię siłą? – zapytał po chwili.
Spojrzała w sufit, a przez jej myśli przeszedł cień satysfakcji. Czyżby
się tym zmartwił, skoro zapytał? Głupie pytanie.
- A po co miałabym tu przychodzić, skoro pan i tak nie chciałby
porozmawiać ze mną, o tym, co mi się należy? – wycedziła przez zęby.
To jej ojciec chrzestny, a pozwolił Hermionie spędzić dzieciństwo wśród
śmierciożerców. Niby był dobrym człowiekiem, który brzydził się wszystkiego, co
złe, a pozwolił swojej córce chrzestnej spędzić najmłodsze lata wśród
zwolenników potwora. Wyrosnąć na taką, jaką była dotychczas.
- Jesteś na mnie zła. Rozumiem i wcale się nie dziwię – rzekł po chwili.
- Czy wuj Lucjusz spróbuje tu po mnie wrócić? – szepnęła. Nie chciała
tego, a czuła, że to może się znów powtórzyć, że wraz z Bellatriks uknują jakiś
podstępny plan i tu wróci.
- Tego nie wiem, ale nie sądzę, aby udało mu się coś wskórać – rzekł
dyrektor, podnosząc się z miejsca.
Spojrzała na niego pytająco.
- Przecież jest moim prawnym opiekunem. – Wywróciła oczyma,
udając głos Lucjusza Malfoy’a.
- Myślę, że za niedługo będzie musiał przestać szczycić się tym mianem.
CDN.
Super rozdział. Dumbledore coś kombinuje o.o Cza będzie na niego uważać xD Heh biedna, biedna, głupia Hermiona. Ale narobiła sobie i Potterowi wstydu. Kurcze, szkoda mi jej. Tak się skompromitować. W dodatku Potter jej nie chce. Ale wydaje mi sie ze to tylko nie porozumienie. Przynajmniej chciałabym żeby tak było...
OdpowiedzUsuńbiedna i wlasnie dlatego ja nie yznaje chłopakom uczuc
OdpowiedzUsuńNo harry masz u mnie wielkiego minusa! -10 dla Gryfonów harry czemu on się tak stawia ?!
OdpowiedzUsuńTen blog jest genialny! <3
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem Harry boi się tego uczucia tak samo jak Hermi na samym początku. Trzymam kciuki, że wszystko się wyjaśni ;)
Czy tylko dziewczyny czytają to opowiadanie?
UsuńMnie się bardzo podoba a do takowych nie należę. Czy coś jest ze mną nie tak?