10/01/2021

Wiedzcie, że jestem tu nadal. Dziś już dwudziestopięcioletnia mężatka. Wiele lat temu zwyczajnie się zablokowałam i przestałam pisać. Ale wciąż jestem. Przepraszam i dziękuję Wam za wszystko. ❤
Oto piosenka, która tak bardzo kojarzy mi się dziś z HRP.
Agnes - One Last Time

Rozdział 15 - Wewnętrzna tortura


~*~



Nie ma zwycięstwa, które by trwało.
- Antoine de Saint-Exupery


  Zapadła cisza. Jej głośny szloch natychmiast ucichł, a oczy delikatnie otworzyły się. Dalej wtulona w Pottera, spojrzała nieprzytomnie przed siebie. Co powiedział Dumbledore? Że kim jest? 
  Zaczerwione od łez powieki zamrugały szybko, a jej samej zabrakło powietrza. Zaraz, jak to ojcem chrzestnym? Co on wygaduje? Teraz już nic nie trzymało się kupy. 
  Powoli odsunęła się od Harry’ego i spojrzała wystraszona w jego oczy. On także był w szoku. Odwróciła się w stronę dorosłych. 
  Dumbledore dalej stał do niej plecami i wpatrywał się w oniemiałego Malfoy’a, którego źrenice rozszerzyły się.
  - C-co, proszę? – wypalił w końcu śmierciożerca. – Ty jej ojcem chrzestnym? Jakim prawem? – Na jego policzkach pojawiły się dwa czerwone rumieńce. – Mam tu dokument, mogę ją stąd zabrać! – zaczął usilnie szukać deski ratunku, wyciągając z kieszeni zwój pergaminu z pieczęcią Ministerstwa Magii. 
  - A ja w swoim gabinecie przechowuję dokument, który poświadcza o moim tytule, a który został podpisany przez samą Jean Catherine Masen – rzekł spokojnie Dumbledore. – Jeśli zechcesz, możemy się tam udać – dodał. 
  Śmierciożerca zbladł. Przez chwilę miał wrażenie, że dostanie palpitacji i rozgromi pół korytarza. Jego palce zacisnęły się na zwoju pergaminu. 
  - M-mianowała ciebie ojcem chrzestnym, Dumbledore? – warknął ostrożnie, jakby próbował się upewnić, że przypadkiem się nie przesłyszał. 
  - Owszem – rzekł. 
  Blondyn prychnął z pogardą i rzucił jej wściekłe spojrzenie. Potem jego wzrok powędrował do Pottera, który dalej stał koło niej. 
  - Jeszcze pożałujesz tego, Potter. To przez ciebie ta szmata się nas wyparła – syknął, po czym odwrócił się napięcie i po chwili zniknął za drzwiami Sali Wyjściowej. 
  Patrzyła nieprzytomnie w miejsce, w którym przed chwilą jeszcze stał wuj i ogarnęło ją niesamowite uczucie ulgi. Nie zabrał jej stąd, udało się. Nie wróci znów do kryjówki Voldemorta. A to wszystko dzięki…
  Spojrzała w niebieskie oczy Albusa Dumbledore’a. Odnalazła w nich ulgę, ale także strach i… wstyd? Dalej nie mogła poukładać sobie w głowie tego, co przed chwilą usłyszała. Dopiero, gdy do niej dotarło…
  - Dlaczego mi pan nie powiedział? – szepnęła, a w jej tonie głosu można było dosłyszeć nutę żalu. Tak, czuła go. Tyle lat nawet nie zdawała sobie sprawy, że ma ojca chrzestnego. Kogoś bliższego niż przyszywana, stuknięta ciotka. Kogoś, kogo spotykała prawie codziennie przy posiłkach w swojej szkole…
  Dyrektor spuścił wzrok, po czym odszedł. Po prostu odszedł, jakby chciał tym uciec przed wytłumaczeniem. 
  Popatrzyła z jeszcze większym żalem w stronę odchodzącego nauczyciela. Tyle lat ją okłamywał. Nie wspomniał ani słowem o ich powiązaniu… 
  Łzy popłynęły po policzkach Hermiony, a ona sama upadła na kolana zanosząc się szlochem. 
  - Już dobrze – pocieszył ją Harry, otulając ramionami.

~*~

  Błysk czerwonego światła świsnął tuż nad głową wysokiej kobiety, która trzymała w ramionach roczne maleństwo.
  O wiele młodsza Bellatriks Lestrange rzuciła na oślep, w obronie kolejnym zaklęciem i zaczęła uciekać w stronę wyjścia z pomieszczenia, w którym właśnie się znajdowała. 
  - Osłaniajcie Bellatriks! – krzyknął jakiś mężczyzna w masce. 
  - Oddajcie nam dziewczynkę, a zaprzestaniemy walki! – zawołał jeden z grupy Aurorów, rzucając kolejne zaklęcia w zbliżających się śmierciożerców. 
  - Ona jest nasza! Nigdy! – wrzasnęła na odchodne Lestrange. 

   Opadła bezwładnie na kanapę w Pokoju Wspólnym Ślizgonów. Ostatnimi czasy miała coraz więcej dziwnych snów, które nie miały sensownego wytłumaczenia. 
  Od wizyty śmierciożercy w Hogwarcie minęły dwa tygodnie, a ona czuła się jeszcze samotniej niż zwykle. Wszyscy przyglądali się jej bacznie od tamtego wydarzenia, miała wrażenie, że Harry zaczął traktować ją z dystansem, a sam Dumbledore… unikał jej jak ognia. Nie wyjaśnił się ani słowem. Wolał uciekać jak zwykły tchórz od odpowiedzi na wszystkie pytania, które mu stawiała. 
  Właściwie w ogóle nie wychodził ze swojego gabinetu, pozwalając, aby to Umbridge powoli przejmowała szkołę. Niespodziewana przychodziła na wizytacje lekcyjne, spisywała w raportach każdy, nawet najmniejszy ruch nauczycieli, wprowadzała przedziwne dekrety dotyczące oczekiwanego zachowania uczniów w szkole… Do tego zabraniała im używać magii na swoich lekcjach. Musieli coś z tym zrobić. Nie wiedziała tylko co. 
  Dochodziła szósta nad ranem, a ona nie czuła zmęczenia. Seria koszmarów, z którą spotykała się każdej nocy, pozostawiała po sobie jedynie widoczne worki pod oczami. 
  Westchnęła ciężko i przymknęła powieki, próbując przypomnieć sobie cudowny zapach perfum Pottera. Jej oddech mimowolnie przyspieszył, a ona już prawie zatraciła się w tym wspaniałym wspomnieniu, gdy…
  - Co tu robisz? 
  Wzdrygnęła się i odwróciła jak oparzona. 
  To Draco Malfoy stał u szczytu schodów dormitorium chłopców piątego roku. Ubrany w ślizgoński mundurek, uśmiechnął się do niej krzywo. Aż przeszły ją ciarki na widok chłopaka. Co jak co, ale teraz się go tu nie spodziewała. 
  - Może lepiej będzie, jak zadam to samo pytanie? – Starała się być obojętna, lecz marnie jej to wyszło. Dalej pamiętała o odrazie, jaką darzyła chłopca. 
  - Przecież zawsze wstaję o piątej trzydzieści. Już nie pamiętasz? – spytał, schodząc po schodach. 
  Nastolatka poczuła się głupio. W końcu od dawna był rannym ptaszkiem, a ona wstawała pięć minut przed śniadaniem. W ogóle zapomniała… 
  - No tak – skwitowała w końcu i odwróciła głowę w stronę kominka. 
  Próbowała skupić myśli tylko na tym obiekcie, mając nadzieję, iż Draco zaraz wyjdzie się przejść, a ją zostawi samą. Zresztą sama nie wiedziała, co robił tak wcześnie, po tym jak wstał. 
  - Ty za to zawsze wstawałaś pięć minut przed śniadaniem. – Usłyszała nagle cichy szept przy uchu. Myślała, że włosy stanął jej na karku dęba, gdy usłyszała tak blisko ten znajomy, jadowity głos.
  - Nie mogłam spać – rzuciła, odwracając głowę w jeszcze inną stronę. 
  Próbowała usilnie uciec od myśli, że Malfoy był tak blisko. Że gdyby tylko odwróciła głowę, ich twarze dzieliłyby zaledwie milimetry. 
  Draco najwidoczniej nie dawał za wygraną. Odgarnął łagodnie włosy z jej ramienia, a po chwili już poczuła gorący jego oddech na swojej szyi. Wzdrygnęła się lekko. 
  - Przestań, Draco – jęknęła, udając, że musi podrapać się po szyi, lecz był to jedynie podstęp, aby tylko mogła przestać czuć ten oddech. 
  - Ale czy ja coś robię? – Usłyszała rozbawienie w głosie. Niby głęboko ukryte, ale jednak. 
  - Tak, uwodzisz mnie – mruknęła z niezadowoleniem. 
  - A jeśli ja lubię cię uwodzić? – jęknął do jej ucha i po chwili poczuła, jak coś wilgotnego je muska. Podniosła się jak oparzona, a na jej twarzy pojawiły się dwa wypieki. Co on sobie wyobraża? 
  Przed jej oczami stanął Harry. Tylko jemu może dać się uwieść, ale nie Malfoy’owi! 
  - Daruj sobie – warknęła, nawet na niego nie spoglądając i po kilku sekundach już zniknęła za drzwiami swojego dormitorium.

~*~




   Nastoletniego Gryfona oślepiła rażąca jasność. Jęknął cicho, zasłaniając rękoma oczy, lecz niewiele to dało. Nagle coś powaliło go na kolana. W jego oczach stanęły łzy. 
  Nad sobą usłyszał nieznajomy głos przemawiający do niego:
  - Jesteś głupcem, Malcolmie. 
  Uniósł głowę, a w tym czasie obraz nabrał ostrości. Klęczał na zimnej posadzce w centrum Komnaty Tajemnic.  Rozpoznał ją po pomnikach węży naokoło oraz tym głównym, na którym wymurowano twarz Salazara Slytherina. Całe miejsce spowijało zielone światło.
   Ujrzał kopię Draco Malfoy’a. Wysoki, blond włosy mężczyzna, odziany w długą czarną szatę, przystawił mu różdżkę do gardła. 
  - Zabiłeś ją, zdrajco. Zabiłeś moją żonę – wychrypiał Malcolm-Harry. 
  - Dostała to, na co zasłużyła. Zdradziła i mnie, i naszego ojca. Plugawa, nic nie warta zdrajczyni krwi – szepnął jego przeciwnik, kucając. 
  Harry próbował się uwolnić, lecz nie dało to skutku. Miał związane ręce. Wróg zaśmiał się widząc te próby ucieczki. 
  - Skończysz tak jak ona. Następny będzie wasz syn – mruknął. 
  - Tylko go tkniesz – wyrwało się z ust Pottera, który ciągle usilnie próbował uwolnić się z więzów. 
  - Tknę – zaśmiał się mężczyzna, a po chwili wepchnął w brzuch okularnika ostry nóż, który znikąd pojawił się w jego dłoni. 
   Obezwładniony Harry jęknął z bólu, a w jego oczach stanęły łzy. Trysnęła krew, a on stracił czucie w całym ciele. Jego towarzysz zaśmiał się ironicznie. 
  Malcolm-Harry opadł bezwładnie na posadzkę. Przez powłokę łez ujrzał jakąś przezroczystą postać mknącą ku nim, tuż za blond włosym, który stał tyłem do pomnika wielkiego Salazara. 
  - Hermiona? – przeszło mu przez myśl. 
  - Elizabeth? – jęknął cicho. Uśmiech jego oprawcy zgasł, a ten odwrócił się napięcie.
  - Zginiesz, Nicholasie Slytherin! 
  Po Komnacie Tajemnic rozniósł się jakby opętany, kobiecy śmiech, a przezroczysta sylwetka przypominająca Hermionę, zniknęła w ciele, przerażonego tym zjawiskiem, Slytherina. 
  Nicholas wygiął się w łuk wrzeszcząc z bólu. Torturowany od środka po chwili opadł martwy na chłodną posadzkę. 
  - Malcolmie. - Dobiegł go pieszczący uszy głos.
  Duch młodej kobiety pochylał się nad nim, ale nie był już w stanie nic odpowiedzieć. Ostry sztylet boleśnie utkwił w brzuchu. Umierał. Czuł to. 
  - Malcolmie – szepnęła znów kobieta z wyrazem rozpaczy na twarzy. 
  Jęknął głośno, próbując coś odpowiedzieć, lecz nie był w stanie. Jego oczy po chwili znieruchomiały, a on odpłynął w nicość wraz z duchem zrozpaczonej kobiety, która zniknęła w jego ciele. Już na całą wieczność… 

  Roztrzęsiony czarnowłosy obudził się, zrywając do pozycji siedzącej. Dochodziła piąta nad ranem, a wszyscy w dormitorium jeszcze spali. 
  Wycierając pot spływający mu po twarzy, opadł na poduszki oddychając szybko. Ten sen nie był taki jak inne. Nie widział w nim Voldemorta. Był inny, jeszcze bardziej realistyczny… 
  Był jakimś Malcolmem. Blond włosy mężczyzna, uderzająco przypominający Malfoy’a  zaatakował go, wbijając nóż w brzuch. Pojawił się duch kobiety, która tak przypominała Hermionę… Torturowała od środka ciało jego oprawcy, a ten po kilku chwilach zginął. 
  Nicholas Slytherin. Przypomniał sobie, jak owy duch wykrzykiwał to nazwisko do jego napastnika. Przewrócił się na bok zagryzając wargi. To musiała być po prostu jego chora wyobraźnia… 
  Przymknął powieki znów próbując odpłynąć w niespokojną taflę snów.

~*~



  - Potter! 
  Brązowowłosa Ślizgonka wyrwała się z zamyśleń na dźwięk nazwiska chłopca. Mimowolnie odwróciła się i ujrzała profesora Flitwicka. Stanął on przy ławce czarnowłosego, który tego dnia był podobnie zadumany jak ona. 
  - S-słucham, profesorze? – wyjąkał wyrwany z transu chłopak.
  - Zainteresuj się lekcją, a nie bujaniem w obłokach! – upomniał go karzeł i odszedł do kolejnej ławki. 
  Pastwili się właśnie nad okropnie ciężkim wypracowaniem z zaklęć. Właściwie wcale ją ono nie obchodziło, tylko co jakiś czas przepisywała pojedyncze słowa z pergaminu Parvati Patil, która siedziała obok. 
  Odwróciła się raz jeszcze w stronę Pottera, któremu Flitwick w końcu dał spokój. W tym samym czasie podniósł głowę, a ich oczy spotkały się. 
  Na jego ustach pojawił się przebłysk uśmiechu. Zagryzła mimowolnie wargę. Były tak duże i kształtne, że już nie raz miała ochotę po prostu się w nich zatopić, choć na kilka chwil. 
  Odganiając sprośne myśli, odwzajemniła delikatnie gest i odwróciła się w stronę pergaminu. 
  Zapowiadał się ciekawy dzień….

~*~

  Zadowolona dzwonkiem obwieszczającym koniec lekcji, pakowała właśnie ostatnią książkę do torby, gdy ktoś szturchnął ją w ramię. 
  Zdezorientowana odwróciła się. Przechodzący obok Harry rzucił jej zwitek pergaminu na ławkę, po czym bez słowa opuścił klasę w towarzystwie rudego Weasley’a. 
  Podekscytowana tym zjawiskiem, narzuciła torbę na ramię i wychodząc za resztą uczniów z klasy, rozwinęła zwitek papieru. Widniała na nim krótka wiadomość wypisana znajomym pismem. 
  Za piętnaście minut pod portretem Grubej Damy. 
  Pisnęła z radości, przyciągając zniesmaczony wzrok kilku Ślizgonek, które przechodziły obok i rzuciła się biegiem w stronę wieży Ślizgonów, aby jak najszybciej odłożyć książki. 
  Myśl, że może w końcu spotkać się z Potterem sam na sam, niezwykle na nią podziałała. Od wizyty wuja w Hogwarcie raczej unikał dłuższych rozmów z nią, a jeśli już gdzieś razem wychodzili, to tylko w towarzystwie Rona. Właściwie wcale mu się nie dziwiła. Po takich wydarzeniach i ona czułaby się zagubiona.

~*~

  Wbiegła do zatłoczonego Pokoju Wspólnego, przepychając w wejściu kilku pierwszoroczniaków. Minęła beznamiętnie kanapy, na których usiedli właśnie wszyscy jej ''byli'' przyjaciele, w tym Draco, który niczym król rozłożył się na jednej z nich, układając głowę na kolanach Pansy Parkinson. 
  Dalej zachwycona faktem propozycji Pottera, wbiegła po schodach do dormitorium i na wejściu rzuciła na swoje łóżko torbę z książkami. Pospiesznie zrzuciła z siebie czarną, codzienną szatę i związała włosy w gumkę, pozwalając kilku kosmykom wydostać się na wolność. 
  Sprawdziła jeszcze raz w lustrze, czy wygląda w miarę normalnie, po czym wybiegła z swojej sypialni, przepychając zaskoczoną Milicentę, która właśnie chciała wejść do środka.

~*~

  Zbliżała się do portretu strzegącego Pokoju Wspólnego Gryfonów, a jej serce biło coraz szybciej. Tęskniła za bliskością Harry’ego, za tym, by móc znów wtulić się w jego ramiona i zapomnieć o rzeczywistości. Mimo to, Ron im to uniemożliwiał, a bliznowaty był zdecydowanie zadowolony tym faktem. Może teraz zmienił zdanie? Może chce już z nią normalnie rozmawiać? Tego nie wiedziała, ale do odpowiedzi dzieliło ją raptem kilka metrów. 
  Już przekroczyła róg korytarza, z którego było widać obraz, gdy… Ujrzała Pottera, który stał tam już bez torby z książkami z… 
  Jęknęła w myślach. Ronald o czymś zawzięcie mu opowiadał, a okularnik co chwilę śmiał się wniebogłosy. A miała taką nadzieję, że jednak to nie będzie to…
  Zrezygnowana podeszła do chłopców wymuszając uśmiech. Kolejny spacer z Harrym i Ronem, który będzie nosić tytuł ''Jaki to Weasley jest okropny z Astronomii''. Były momenty, że naprawdę miała ochotę powiesić się na krawacie nad łóżkiem Dracona. Niestety. 
  - Cześć – mruknęła, gdy stanęła przed nimi. 
  Rudzielec urwał swój monolog i uśmiechnął się od ucha do ucha, a Harry uciekł od niej wzrokiem. Nie wiedziała, o co mu chodzi. Znowu. 
  - Cześć – odpowiedzieli chórem. 
  - Dostałaś kartkę Harry’ego? – spytał po chwili rudzielec. 
  - Ta. Gdybym nie dostała to, by mnie tu nie było – odparła, wywracając oczami. To będzie długie popołudnie. 
  - No dobra. To ja wam potowarzyszę tylko w wycieczce do kuchni, a potem niestety opuszczę, gdyż muszę się uczyć. 
  Ta wiadomość od razu ją ożywiła. Zostanie sama z Harrym. W końcu będą mogli normalnie porozmawiać. 
  Potter nie wydawał się być zadowolony tym faktem. Popatrzył na przyjaciela z wyrzutem, jakby ten właśnie go zdradził bądź wydał. 
  - Poradzimy sobie – syknęła, podirytowana zachowaniem czarnowłosego, karcąc go wzrokiem. Ten spuścił zrezygnowany głowę. 
  - Na przód, parafianie! – zawołał donośnie Ronald, wskazując ręką drogę.

~*~

  - Do zobaczenia! – rzekł do nich Weasley, wcinając eklerka i pomachał do nich zawzięcie, odchodząc w stronę wieży Gryfonów.
  Nareszcie – przeszło jej przez myśl. Została sama z Harrym w Sali Wyjściowej. Przez głowę Hermiony przeszła przemiła myśl o dalekim azylu z czarnowłosym chłopcem. 
  - Może ja też powinienem już iść. – Usłyszała nagle cichy szept towarzysza. 
  Chciał zrobić krok w przód, aby odejść, gdy zagrodziła mu ją, a na jej ustach pojawił się grymas złości. Teraz nie musiała już zgrywać pozorów przed Ronaldem.
  - Nigdzie nie pójdziesz – syknęła, patrząc prosto w zielone oczy zdziwionego Harry’ego. – Ron już sobie poszedł, a ty możesz mi w końcu wyjaśnić, dlaczego tak unikasz rozmów ze mną, sam na sam – dodała. 
  Popatrzył na nią zmieszany i po chwili uciekł wzrokiem gdzieś w bok. 
  - Wcale nie unikam. 
  Kłamał. Czuła to. 
  - Popatrz na mnie w końcu – jęknęła, ujmując jego twarz w dłonie, zmuszając przy tym, aby spojrzał jej w oczy. Nie zważała na to, że przeszła właśnie obok nich gromadka Ślizgonek, które zaczęły się rechotać. 
  - Riddle i Potter zaraz się pocałują! Cóż za cudowne połączenie! – zaśmiała się jedna z nich.
  - Stulcie pyski. – Łypnęła groźnie Hermiona. 
  Gdy dziewczęta zniknęły za rogiem, a Sala Wyjściowa opustoszała, znów odnalazła blask tęczówek chłopaka i otarła koniuszek nosa o jego. 
  - Ej, no o co ci chodzi? – jęknęła cicho. 
  Oddech Pottera przyspieszył. Czuła go na swojej twarzy. Ich nosy otarły się raz jeszcze.
  - Właśnie o to – szepnął w końcu, odwracając głowę. 

  CDN.

5 komentarzy:

  1. No ja nie mogę xD Jak nie Hermionie coś nie pasuje, to Potterowi tak, a jak jemu nie, to jej tak. Nie ogarniam tego xD Niech sie wreszcie ogarną xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Slizgoni mieszkaja w lochu a nie w wiezy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale w tym opowiadaniu mieszkają w wieży.Masz z tym jakiś problem?

      Usuń
  3. A temu co znowu odbilo?

    OdpowiedzUsuń

Copyright @ 2010-2013

Szablon został wykonany przez Empatię na potrzeby bloga www.hermione-riddle-potter.blogspot.com. Treści wszystkich postów oraz zakładek są autorstwa Alex, a także jej całkowitą własnością. Za wszelkiego rodzaju plagiaty lub kopiowanie pomysłów bez uprzedniej zgody autora będą wyciągane wszelkie możliwe konsekwencje.